Re: Opowieści pokopkowe
Posted: 09 Dec 2009, 10:54
Poszukiwacz zatopionej fortuny
Przez wiele lat Keith Jessop poszukiwał krążownika marynarki brytyjskiej, który zatonął u wybrzeży Rosji z ładunkiem 5,5 ton złota
Jednak wydobycie najcenniejszego wraku w historii żeglugi morskiej nie uczyniło Brytyjczyka ani bogatym ani szczęśliwym.
Tuż przed północą, 25 kwietnia 1942 roku załogę brytyjskiego krążownika HMS Edinburgh zacumowanego u nabrzeży rosyjskiego portu w Murmańsku obudził dźwięk dzwonu okrętowego. Zaspani marynarze wylegli na pokład. Zobaczyli dwie rosyjskie barki, zacumowane po obydwu stronach krążownika, a na pokładzie roiło się od uzbrojonych po zęby czerwonoarmistów. Żołnierze pilnowali załadunku ciężkich, drewnianych skrzyń z napisem: amunicja. Brytyjczyków nurtuje pytanie, dlaczego Rosjanie zarządzili tak niezwykłe środki ostrożności? Nagle jedna ze skrzyń upada na pokład "Edinburgha" i rozstrzaskuje się na kawałki. Między trocinami pobłyskuje pięć sztabek złota.
Na przesądnych marynarzy, oddalonych niecałe 20 mil morskich od linii frontu, pada blady strach i nękają ich najgorsze przeczucia. Właśnie zaczyna padać śnieg i płatki rozmywają czerwone napisy na skrzyniach. Któryś z marynarzy mruczy: "Patrzcie, rosyjskie złoto ocieka krwią". Dwa tygodnie później ginie 55 marynarzy z 850 osobowej załogi HMS Edinburgh. Brytyjski krążownik dosięgły torpedy niemieckiej łodzi podwodnej U 456 i artyleria niszczyciela Kriegsmarine Hermann Schoemann. Dowództwo brytyjskiego konwoju podejmuje decyzję o zatopieniu uszkodzonej jednostki, aby cenny ładunek nie wpadł w ręce hitlerowców. Krążownik spoczywa na dnie Morza Barentsa, a wraz z nim wartościowy depozyt, składający się z 465 sztab złota zapakowanych w 95 skrzyń.
Keith Jessop marzył od dziecka o odnalezieniu wraku z 5,5 tonami złota. Niewiele wiadomo o pochodzeniu kruszcu. Może władze rosyjskie zrabowały go z carskiego skarbca albo przetopiły złote naczynia liturgiczne odebrane Cerkwii prawosławnej? Za to na pewno wiadomo, że sztabki z wybitym emblematem młota i sierpa były przeznaczone dla aliantów. Stalin chciał zapłacić złotem za sprzęt wojenny dostarczony Związkowi Radzieckiemu przez Amerykę i Wielką Brytanię. - Byłem zafascynowany historią "Edinburgha" od kiedy zacząłem nurkować - pisze Jessop w swojej książce "Goldfinger". - Nie jeden raz wyobrażałem sobie, że to mnie udaje się odnaleźć ten niesamowity ładunek. W tamtym czasie krążownik mógł równie dobrze spoczywać na Księżycu, ponieważ nie istniała technika umożliwiająca znalezienie i wydobycie wraku.
Jessop, urodzony w 1933 roku był nieślubnym synem robotnicy z fabryki włókienniczej w Yorkshire. Bardzo wcześnie zainteresował się nurkowaniem, aby nie podzielić losu matki. Początkowo zbierał rdzewiejące wraki, unieruchomione w płytkich wodach u wybrzeży Szkocji. (...) Stopniowo nauczył się holować coraz większe jednostki. Brytyjczyk założył specjalistyczną firmę i nurkował na całym świecie w poszukiwaniu wraków spoczywających w morskich głębinach. Technika odszukiwania i wydobywania zatopionych statków także nie stała w miejscu, ale HMS Edinburgh tkwił na głębokości 245 metrów w wiecznych mrokach Oceanu Arktycznego i pozostawał poza zasięgiem technicznych możliwości człowieka. Ponadto władze brytyjskie uznały krążownik za grób wojenny, co uniemożliwiało penetrację jednostki. Dopiero po cofnięciu zakazu Rosjanie, Norwegowie i Brytyjczycy kierując się różnymi motywami rozpoczęli poszukiwania wraku. Niestety wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem.
Dla Keitha Jessopa odnalezienie "Edinburgha" stało się obsesją. Dwa lata poświęcił na zbadanie położenia krążownika. Brytyjczyk posługiwał się w poszukiwaniach nowoczesnymi instalacjami morskimi, wykorzystywanymi do eksploatacji złóż ropy i gazu na dnie morskim. Ostatecznie Jessopowi udało się przekonać władze brytyjskie i rosyjskie do wyrażenia zgody na prace poszukiwawcze. Zainteresowane strony uzgodniły, że Jessop otrzyma 45 procent skarbu, Moskwa - dwie trzecie, a Londyn - jedną trzecią.
W sierpniu 1981 roku pod kierownictwem Jessopa z portu w Tromso wypłynęła w morze ekipa złożona z dwunastu płetwonurków, wysłannika brytyjskiego rządu i obligatoryjnego przedstawiciela KGB. Nikt nie potrafił przewidzieć, czy poszukiwania zakończą się sukcesem. Gdyby wyprawa poniosła klęskę "wówczas straciłbym wszystkie tak ciężko zarobione pieniądze w ciągu ostatnich dwudziestu lat" napisał później Keith Jessop: "Tak bardzo pragnąłem znaleźć to złoto, że niemalże czułem jego zapach".
Jessop wysyła w głębiny dwuosobowe zespoły płetwonurków. Eksploracja tak znacznych głębokości była możliwa tylko dzięki zastosowaniu dzwonu nurkowego. Mimo to cała operacja jest bardzo niebezpieczna. Niektórzy płetwonurkowie doznają poważnych oparzeń, ponieważ w skafandrach źle cyrkuluje gorąca woda zapobiegająca wyziębieniu organizmu w lodowatych wodach Morza Barentsa. Innym płetwonurkom dokuczają bolesne infekcje ucha. Pomoc lekarska nie przychodzi od razu, ponieważ przy nurkowaniu na tak znacznych głębokościach wynurzanie zajmuje kilka dni. O mały włos pierwsze zejście pod wodę zakończyłoby się tragicznie. W dzwonie nurkowym dochodzi do niebezpiecznego wzrostu stężenia dwutlenku węgla i nurkom udaje się wydostać na powierzchnię niemalże w ostatniej chwili. Prace wydobywcze przebiegają z zachowaniem największych środków ostrożności, ponieważ skrzynie ze złotem spoczywają obok magazynu z bombami i amunicją, które nie eksplodowały podczas zatopienia HMS Edinburgh. Płetwonurkowie gołymi rękami odgruzowują wrak i wycinają otwory w drzwiach krążownika, a wszystko pod ogromnym ciśnieniem napierających mas wody.
Nagle późnym wieczorem 16 września 1981 roku na powierzchnię dociera głos nurka Johna Reed, nieco zniekształcony przez helium używane jako składnik mieszanki do oddychania w głębokim nurkowaniu: "Znalazłem złoto! Znalazłem to cholerne złoto!". Jessop spojrzał na zegarek. Była 22.48. Organizator wyprawy już dzielił w myślach odnaleziony skarb i cieszył się perspektywą bogactwa i sławy. Był przekonany, że wreszcie zdobędzie tak bardzo upragnione poważanie i szacunek! "Na palcach jednej ręki mogłem policzyć ludzi, którzy traktowali poważnie moje opowieści o złocie spoczywającym na dnie oceanu. Teraz niedowiarkom zrzednie mina" - pisał Jessop. Po przybyciu do rodzinnego Yorkshire na poszukiwacza czeka na nabrzeżu używane, srebrne porsche.
Niestety ogromny skarb wydarty morskim głębinom nie uczynił Jessopa ani szczęśliwym ani nawet bogatym. Wkrótce oskarżono go o oszustwa i korupcję. Procesy w tej sprawie ciągną się latami. Prasa zarzuca mu profanację grobu. Rzekomo płetwonurkowie Jessopa wkładali dla zabawy latarki w czaszki marynarzy, spoczywających we wraku krążownika. Jessop poczuł się zdradzony i opuszczony przez wspólników. Jego małżeństwo rozpada się, a urzędy podatkowe żądają odprowadzenia zaległego podatku w wysokości miliona euro.
Dzisiaj Keith Jessop jest uważany za pioniera nowej branży, która w celach komercyjnych przeczesuje wrażliwy morski ekosystem. On sam kreował się raczej na wrażliwego odkrywcę i poszukiwacza zatopionych skarbów. Brytyjczykowi nie można odmówić skuteczności i przebiegłości, nawet jeżeli są prawdą pogłoski, że głównymi motywami jego działania była żądza bogactwa i sławy. Ledwo ekipa płetwonurków wydobyła na powierzchnię 431 z 465 zatopionych sztab złota, a Jessop od nowa dzielił łup. Kalkulował, że pozostałe 34 sztabki wydobędzie później, aby sfinansować kolejne ekspedycje poszukiwawcze. Brytyjczyk opierał się na relacji rosyjskiego oficera, który napisał, że na pokład HMS Edinburgh załadowano nie pięć, lecz dziesięć ton złota. Przypuszcza się, że dodatkowy kuszec miał posłużyć Stalinowi na sfinansowanie prywatnego luksusu. Niestety, ta część złota spoczywa do dzisiaj w głębinach Morza Barentsa.
http://wiadomosci.onet.pl/1585914,2678,1,kioskart.html" onclick="window.open(this.href);return false;
Przez wiele lat Keith Jessop poszukiwał krążownika marynarki brytyjskiej, który zatonął u wybrzeży Rosji z ładunkiem 5,5 ton złota
Jednak wydobycie najcenniejszego wraku w historii żeglugi morskiej nie uczyniło Brytyjczyka ani bogatym ani szczęśliwym.
Tuż przed północą, 25 kwietnia 1942 roku załogę brytyjskiego krążownika HMS Edinburgh zacumowanego u nabrzeży rosyjskiego portu w Murmańsku obudził dźwięk dzwonu okrętowego. Zaspani marynarze wylegli na pokład. Zobaczyli dwie rosyjskie barki, zacumowane po obydwu stronach krążownika, a na pokładzie roiło się od uzbrojonych po zęby czerwonoarmistów. Żołnierze pilnowali załadunku ciężkich, drewnianych skrzyń z napisem: amunicja. Brytyjczyków nurtuje pytanie, dlaczego Rosjanie zarządzili tak niezwykłe środki ostrożności? Nagle jedna ze skrzyń upada na pokład "Edinburgha" i rozstrzaskuje się na kawałki. Między trocinami pobłyskuje pięć sztabek złota.
Na przesądnych marynarzy, oddalonych niecałe 20 mil morskich od linii frontu, pada blady strach i nękają ich najgorsze przeczucia. Właśnie zaczyna padać śnieg i płatki rozmywają czerwone napisy na skrzyniach. Któryś z marynarzy mruczy: "Patrzcie, rosyjskie złoto ocieka krwią". Dwa tygodnie później ginie 55 marynarzy z 850 osobowej załogi HMS Edinburgh. Brytyjski krążownik dosięgły torpedy niemieckiej łodzi podwodnej U 456 i artyleria niszczyciela Kriegsmarine Hermann Schoemann. Dowództwo brytyjskiego konwoju podejmuje decyzję o zatopieniu uszkodzonej jednostki, aby cenny ładunek nie wpadł w ręce hitlerowców. Krążownik spoczywa na dnie Morza Barentsa, a wraz z nim wartościowy depozyt, składający się z 465 sztab złota zapakowanych w 95 skrzyń.
Keith Jessop marzył od dziecka o odnalezieniu wraku z 5,5 tonami złota. Niewiele wiadomo o pochodzeniu kruszcu. Może władze rosyjskie zrabowały go z carskiego skarbca albo przetopiły złote naczynia liturgiczne odebrane Cerkwii prawosławnej? Za to na pewno wiadomo, że sztabki z wybitym emblematem młota i sierpa były przeznaczone dla aliantów. Stalin chciał zapłacić złotem za sprzęt wojenny dostarczony Związkowi Radzieckiemu przez Amerykę i Wielką Brytanię. - Byłem zafascynowany historią "Edinburgha" od kiedy zacząłem nurkować - pisze Jessop w swojej książce "Goldfinger". - Nie jeden raz wyobrażałem sobie, że to mnie udaje się odnaleźć ten niesamowity ładunek. W tamtym czasie krążownik mógł równie dobrze spoczywać na Księżycu, ponieważ nie istniała technika umożliwiająca znalezienie i wydobycie wraku.
Jessop, urodzony w 1933 roku był nieślubnym synem robotnicy z fabryki włókienniczej w Yorkshire. Bardzo wcześnie zainteresował się nurkowaniem, aby nie podzielić losu matki. Początkowo zbierał rdzewiejące wraki, unieruchomione w płytkich wodach u wybrzeży Szkocji. (...) Stopniowo nauczył się holować coraz większe jednostki. Brytyjczyk założył specjalistyczną firmę i nurkował na całym świecie w poszukiwaniu wraków spoczywających w morskich głębinach. Technika odszukiwania i wydobywania zatopionych statków także nie stała w miejscu, ale HMS Edinburgh tkwił na głębokości 245 metrów w wiecznych mrokach Oceanu Arktycznego i pozostawał poza zasięgiem technicznych możliwości człowieka. Ponadto władze brytyjskie uznały krążownik za grób wojenny, co uniemożliwiało penetrację jednostki. Dopiero po cofnięciu zakazu Rosjanie, Norwegowie i Brytyjczycy kierując się różnymi motywami rozpoczęli poszukiwania wraku. Niestety wszystkie próby zakończyły się niepowodzeniem.
Dla Keitha Jessopa odnalezienie "Edinburgha" stało się obsesją. Dwa lata poświęcił na zbadanie położenia krążownika. Brytyjczyk posługiwał się w poszukiwaniach nowoczesnymi instalacjami morskimi, wykorzystywanymi do eksploatacji złóż ropy i gazu na dnie morskim. Ostatecznie Jessopowi udało się przekonać władze brytyjskie i rosyjskie do wyrażenia zgody na prace poszukiwawcze. Zainteresowane strony uzgodniły, że Jessop otrzyma 45 procent skarbu, Moskwa - dwie trzecie, a Londyn - jedną trzecią.
W sierpniu 1981 roku pod kierownictwem Jessopa z portu w Tromso wypłynęła w morze ekipa złożona z dwunastu płetwonurków, wysłannika brytyjskiego rządu i obligatoryjnego przedstawiciela KGB. Nikt nie potrafił przewidzieć, czy poszukiwania zakończą się sukcesem. Gdyby wyprawa poniosła klęskę "wówczas straciłbym wszystkie tak ciężko zarobione pieniądze w ciągu ostatnich dwudziestu lat" napisał później Keith Jessop: "Tak bardzo pragnąłem znaleźć to złoto, że niemalże czułem jego zapach".
Jessop wysyła w głębiny dwuosobowe zespoły płetwonurków. Eksploracja tak znacznych głębokości była możliwa tylko dzięki zastosowaniu dzwonu nurkowego. Mimo to cała operacja jest bardzo niebezpieczna. Niektórzy płetwonurkowie doznają poważnych oparzeń, ponieważ w skafandrach źle cyrkuluje gorąca woda zapobiegająca wyziębieniu organizmu w lodowatych wodach Morza Barentsa. Innym płetwonurkom dokuczają bolesne infekcje ucha. Pomoc lekarska nie przychodzi od razu, ponieważ przy nurkowaniu na tak znacznych głębokościach wynurzanie zajmuje kilka dni. O mały włos pierwsze zejście pod wodę zakończyłoby się tragicznie. W dzwonie nurkowym dochodzi do niebezpiecznego wzrostu stężenia dwutlenku węgla i nurkom udaje się wydostać na powierzchnię niemalże w ostatniej chwili. Prace wydobywcze przebiegają z zachowaniem największych środków ostrożności, ponieważ skrzynie ze złotem spoczywają obok magazynu z bombami i amunicją, które nie eksplodowały podczas zatopienia HMS Edinburgh. Płetwonurkowie gołymi rękami odgruzowują wrak i wycinają otwory w drzwiach krążownika, a wszystko pod ogromnym ciśnieniem napierających mas wody.
Nagle późnym wieczorem 16 września 1981 roku na powierzchnię dociera głos nurka Johna Reed, nieco zniekształcony przez helium używane jako składnik mieszanki do oddychania w głębokim nurkowaniu: "Znalazłem złoto! Znalazłem to cholerne złoto!". Jessop spojrzał na zegarek. Była 22.48. Organizator wyprawy już dzielił w myślach odnaleziony skarb i cieszył się perspektywą bogactwa i sławy. Był przekonany, że wreszcie zdobędzie tak bardzo upragnione poważanie i szacunek! "Na palcach jednej ręki mogłem policzyć ludzi, którzy traktowali poważnie moje opowieści o złocie spoczywającym na dnie oceanu. Teraz niedowiarkom zrzednie mina" - pisał Jessop. Po przybyciu do rodzinnego Yorkshire na poszukiwacza czeka na nabrzeżu używane, srebrne porsche.
Niestety ogromny skarb wydarty morskim głębinom nie uczynił Jessopa ani szczęśliwym ani nawet bogatym. Wkrótce oskarżono go o oszustwa i korupcję. Procesy w tej sprawie ciągną się latami. Prasa zarzuca mu profanację grobu. Rzekomo płetwonurkowie Jessopa wkładali dla zabawy latarki w czaszki marynarzy, spoczywających we wraku krążownika. Jessop poczuł się zdradzony i opuszczony przez wspólników. Jego małżeństwo rozpada się, a urzędy podatkowe żądają odprowadzenia zaległego podatku w wysokości miliona euro.
Dzisiaj Keith Jessop jest uważany za pioniera nowej branży, która w celach komercyjnych przeczesuje wrażliwy morski ekosystem. On sam kreował się raczej na wrażliwego odkrywcę i poszukiwacza zatopionych skarbów. Brytyjczykowi nie można odmówić skuteczności i przebiegłości, nawet jeżeli są prawdą pogłoski, że głównymi motywami jego działania była żądza bogactwa i sławy. Ledwo ekipa płetwonurków wydobyła na powierzchnię 431 z 465 zatopionych sztab złota, a Jessop od nowa dzielił łup. Kalkulował, że pozostałe 34 sztabki wydobędzie później, aby sfinansować kolejne ekspedycje poszukiwawcze. Brytyjczyk opierał się na relacji rosyjskiego oficera, który napisał, że na pokład HMS Edinburgh załadowano nie pięć, lecz dziesięć ton złota. Przypuszcza się, że dodatkowy kuszec miał posłużyć Stalinowi na sfinansowanie prywatnego luksusu. Niestety, ta część złota spoczywa do dzisiaj w głębinach Morza Barentsa.
http://wiadomosci.onet.pl/1585914,2678,1,kioskart.html" onclick="window.open(this.href);return false;