Opowieści pokopkowe

Ogólna dyskusja historyczna, niezwiązana z miastem oraz ziemią szczecinecką.
Post Reply
User avatar
slawojur
Posts: 43
Joined: 16 Apr 2009, 18:50
Location: szczecinek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by slawojur »

Skorupy ze szczecineckich pól.
Attachments
P7301202a.jpg
P7301202a.jpg (87.5 KiB) Viewed 2833 times
Waldek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by Waldek »

To są obiekty archeologiczne, patrzeć jak Konserwator zabytków do Ciebie zawita. Z oskarżeniem dewastacji stanowisk archeologicznych. :D
leśny kosiarz
Posts: 277
Joined: 28 Jun 2009, 19:10
Location: Szczecinek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by leśny kosiarz »

Zwykłe potłuczone gary :wink:
User avatar
slawojur
Posts: 43
Joined: 16 Apr 2009, 18:50
Location: szczecinek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by slawojur »

To nie ja. To Ci posiadacze ziemscy co roku tymi swoimi maszynami dewastują stanowiska archeo.Nie ma na nich żadnej siły.
GIZIO

Re: Opowieści pokopkowe

Post by GIZIO »

Mój człek :mrgreen:

Bezrobotny znalazł bezcenny skarb wykrywaczem metalu

Twierdzą, że może być to najbardziej znaczące odkrycie od czasu znaleziska z Sutton Hoo, gdzie 70 lat temu archeolog-samouk Basil Brown znalazł symboliczny grób królewski - łódź wypełnioną skarbami, które przekazano do Muzeum Brytyjskiego. Obecne odkrycie porównywane jest też z odkryciem grobu Tutanchamona przez Howarda Cartera.

Oszacowanie wartości skarbu ze Staffordshire zajmie około roku, ale już teraz Herbert liczy na to, że kupi dom.

Oficjalnie skarb należy do państwa, ale po oszacowaniu znalazca i właściciel pola otrzymają 50% jego wartości - powiedział Michael Lewis z działu ruchomości starożytnych Muzeum Brytyjskiego.

- Ilość złota jest oszałamiająca, ale co ważniejsze, jakość wykonania przedmiotów jest doskonała. Kowale anglosascy słynęli ze swoich wyrobów - powiedział ekspert Kevin Leahy. Jak dodał, jest oczywiste, że skarb należał do arystokraty lub króla.

W skład skarbu wchodzi co najmniej 84 głowic i 71 rękojeści mieczy bądź krótszych saksów - jednosiecznych starogermańskich noży bojowych (od 30-70 cm długości klingi do metra). Wiele z nich jest ze szczerego złota i wysadzana granatami.

Są też ozdobne części hełmów ze specjalnych stopów z niską zawartością złota, prawdopodobnie po to, by mogły wytrzymać zadawane ciosy.

Kontrowersyjnym i znaczącym znaleziskiem jest złoty pasek z łacińską inskrypcją biblijną. Styl liter zdaniem jednego ze specjalistów wskazuje na VII wiek lub początek VIII, inny datuje ją na VIII-IX wiek. Inskrypcja, w kilku miejscach z błędami, to werset z Księgi Liczb (Lb 10,35): "Powstań Panie, a niech będą rozproszeni nieprzyjaciele twoi, a niech uciekają, którzy cię nienawidzą, przed obliczem twojem" (cytat wg Biblii Gdańskiej).

Największe z krzyży w skarbie ze Staffordshire to składane krzyże ołtarzowe lub procesyjne.

Część przedmiotów ze znaleziska będzie wystawiona w muzeum w Birmingham.
Największy z dotychczasowych skarbów archeologicznych w Wielkiej Brytanii znalazł w Staffordshire wykrywaczem metalu brytyjski bezrobotny - piszą brytyjskie media.

Anglosaski skarb ze Staffordshire to ponad 1500 przedmiotów ze złota i srebra, a łącznie - 5 kg złota i ponad 2,5 kg srebra plus duża ilość kamieni szlachetnych.

55-letni Terry Herbert, amator poszukiwania skarbów od 18 lat, archeologicznego odkrycia dokonał na polu w Staffordshire, ale eksperci dokładne miejsce znaleziska chcą zachować w tajemnicy.
GIZIO

Re: Opowieści pokopkowe

Post by GIZIO »

Takie tam po-pierdoły bez kanarka.Dzięki chłopakom z Piły. :mrgreen:
Attachments
Zdjęcie024 (1).jpg
Zdjęcie024 (1).jpg (33.09 KiB) Viewed 4659 times
045.jpg
045.jpg (25.43 KiB) Viewed 4637 times
GIZIO

Re: Opowieści pokopkowe

Post by GIZIO »

Nie tak dawno byliśmy ekipą(Mirek,NASA,Leśny i ja) na po-kopkach na polu bitwy 18 pułku Ułanów Pomorskich i ich ostatniej szarży pod Krojantami 1 września 1939r.Fantów jak na lekarstwo,więc tylko parę fotek z pod pomnika nie daleko pola bitwy.Może koledzy też coś dorzucą. 8)
Attachments
Zdjęcie010.jpg
Zdjęcie010.jpg (77.84 KiB) Viewed 4601 times
Zdjęcie021.jpg
Zdjęcie021.jpg (81.74 KiB) Viewed 4601 times
Zdjęcie022.jpg
Zdjęcie022.jpg (81.52 KiB) Viewed 4615 times
231252.jpg
231252.jpg (75.42 KiB) Viewed 4611 times
Waldek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by Waldek »

A wiecie że po latach wyszło szydło z worka, ta niby sławna szarża to wielki pic na wodę.
leśny kosiarz
Posts: 277
Joined: 28 Jun 2009, 19:10
Location: Szczecinek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by leśny kosiarz »

To ciekawe Waldek możesz rozwinąć temat bo mi też coś takiego obiło sie o uszy.
leśny kosiarz
Posts: 277
Joined: 28 Jun 2009, 19:10
Location: Szczecinek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by leśny kosiarz »

ps. Co do wyprawy to fakt fantów niewiele ale warto było zwiedzić to miejsce przy okazji pogadać, pomarzyć no i sie pośmiać.Ja osobiście fotek nie mam i żałuje że aparatu nie wziąłem. Te podkowy prowadzące do pomnika robią wrażenie.
GIZIO

Re: Opowieści pokopkowe

Post by GIZIO »

Wald jak zwykle pisze bajki lub domysły,bo dalej temata nie rozwinie. :mrgreen:
Waldek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by Waldek »

Masz tylko przeczytaj ze zrozumieniem bo jak do tąd wszystko negujesz.
Krojanty 1939
Krojanty włożyć między bajki?
Tylko u nas - nowe informacje o ułańskiej szarży pod Chojnicami przeczą narodowej legendzie
Piotr Schutta, Piątek, 25 Września 2009
Niemcy nie mieli czołgów, transporterów opancerzonych i nie uciekali w panice. Ustalenia Zygfryda Szycha burzą mit zwycięskiej szarży pod Krojantami, symbolu heroizmu w wojnie obronnej 1939 roku. Według informacji Zygfryda Szycha - który przez piętnaście lat usiłował dotrzeć do prawdy o tym, jak wyglądała szarża pod Krojantami - polscy żołnierze nie mieli szans, by dojść do linii nieprzyjaciela. Jego zdaniem, co potwierdzają niemieckie źródła, atakujący ułani zostali skoszeni ogniem karabinów maszynowych Fot. Marek Wojciekiewicz
- Relacji bezpośrednich uczestników szarży nie mamy zbyt wiele. Mimo to na ich podstawie napisano całe tomy opracowań. Weryfikacja tych materiałów jest koszmarem. Do dzisiaj trwa ich analiza. Na pewno badania nad przebiegiem bitwy nie są skończone - przyznaje znawca tematu, historyk Mariusz Żebrowski z Muzeum im. ks. Władysława Łęgi w Grudziądzu.
Te relacje to wspomnienia polskich kawalerzystów. Według rozpowszechnionej przez naszych historyków wersji, 1 września 1939 roku dwa wzmocnione szwadrony 18. Pułku Ułanów Pomorskich z Grudziądza zaszarżowały pod wsią Krojanty k. Chojnic na biwakujący niemiecki batalion z 20. Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej. Niemcy rzucali karabiny i uciekali w popłochu. Polscy ułani urządzili im krwawą łaźnię. Nasze straty: 3 oficerów i ok. 20 ułanów zabitych, ok. 50 rannych. Niemcy - brak oficjalnych danych, ale z relacji kawalerzystów wynikało, że straty nieprzyjaciela powinny być ogromne.
- Nieprawda. Nie zginął żaden żołnierz niemiecki. Byli tylko ranni i to prawdopodobnie od własnego ognia. Wysunięty pluton rozpoznania podchodził pod wzgórze, zza którego wyjechali nasi ułani i znalazł się na linii ognia swoich karabinów maszynowych. Niemcy nie odpoczywali na biwaku, lecz posuwali się w szyku ubezpieczonym. Wszystko, co do tej pory napisano o Krojantach, to bajki. Żaden z naszych nie dotarł do linii nieprzyjaciela, bo już w pierwszych sekundach zostali skoszeni. A drugi szwadron odskoczył w bok i schował się w wąwozie na torach. Niemcy bili w uciekających granatnikami - mówi 83-letni Zygfryd Szych, leśnik i malarz, mieszkający od 20 lat w Niemczech.
Jako pierwszy i dotąd jedyny, Szych dotarł do byłych żołnierzy niemieckiej piechoty i do szefa 6. kompanii Maksa Mantheya, od którego otrzymał kopię jego dziennika wojennego. Część tych materiałów wykorzystał w 2006 roku historyk Juliusz S. Tym w swojej monografii „Kawaleria w operacji i w walce”.
Zygfryd Szych w latach 70. pracował w nadleśnictwie nieopodal Krojant. Zainteresował się bliżej szarżą, zbierając dokumentację do obrazu, który zamierzał namalować. Dokumentowanie malowidła zamieniło się w pasję życia. Docierał do naocznych świadków, przemierzał pole szarży konno i ze stoperem w ręku, zbierał relacje miejscowych, którzy pomagali uprzątać pobojowisko.
Kontrowersje
* Wiele kontrowersji związanych z atakiem naszej konnicy pod Krojantami nadal czeka na wyjaśnienie. Blisko historycznego pola znajdują się niesprawdzone do dzisiaj bezimienne mogiły. Nie wiadomo, gdzie pochowane jest ciało dowódcy pułku.
* Nie wyjaśniono też, kto dał rozkaz szarży - było to do końca przedmiotem ostrego sporu wśród żyjących uczestników szarży. Ostatni z nich odeszli w 2005 roku.

O szarży inaczej niż przed pomnikiem
Piotr Schutta, Piątek, 25 Września 2009
Heroiczna i zwycięska. Druzgocąca wroga. Pierwsza szarża polskiej kawalerii we wrześniu 1939 roku. Pod Krojantami. W polskiej literaturze: szable pokonały karabiny maszynowe. W niemieckich źródłach: żadnych ofiar, ułani uciekli.
Wrześniowe, późne popołudnie, słońce opada wolno nad zachodnią ścianą lasu. Jest cicho i pogodnie. Betonowy słup, lokalizujący słynne wzgórze 161, daje coraz dłuższy cień. Stał tu 70 lat temu o tej samej porze, gdy spośród drzew wyskoczyło na polanę prawie 300 jeźdźców w mundurach polskiej kawalerii.
Rolnik z Krojant, Czesław Kiedrowicz, nie jest zadowolony. Przystaje na środku pagórka, rozkłada ręce w geście, który oznacza: „Wiem, że nic nie wiem". - To mi tutaj nie pasuje - mruczy pod wąsem.
Idziemy na przełaj, zapadając się w świeżo zaoranej ziemi i próbujemy cofnąć czas.
Za nami, pogrążeni w tych samych myślach, kroczą Andrzej Lorbiecki, pasjonat historii z Chojnic i Jerzy Hanisz, twórca współczesnej inscenizacji szarży pod Krojantami. Jeden niesie starą mapę, drugi plik kartek z powojennymi relacjami ułanów.
- Ani ładu, ani składu - kręci głową Hanisz po głośnym odczytaniu kolejnego tekstu znalezionego w jednej z wielu książek, w których opisano szarżę 18. Pułku Ułanów Pomorskich z Grudziądza.
Analizujemy każde słowo i uruchamiamy wyobraźnię, by zobaczyć pole bitwy, a właściwie kilkuminutowej potyczki, która urosła do niewyobrażalnych rozmiarów. Stąd wyjechali Polacy (a może stamtąd?), tu stali Niemcy (a może tam?). Piechota nieprzyjaciela biwakowała czy przygotowywała się do marszu? Nasi rąbali szablami czy uciekali przed ogniem broni maszynowej? Czy wykonali nawrót? Gdzie później odskoczyli?
- Panowie, jesteście rozsądnymi facetami. Czy jako niemiecka piechota, mając w pobliżu las, a niedaleko wioskę, którą powinniście jeszcze dzisiaj zająć, urządzacie sobie pośrodku wielkiego pola biwak? - drąży Hanisz.
Czterdzieści lat po wojnie w „Tygodniku Powszechnym” z 7.09. 1986 r. ukazuje się wywiad z rotmistrzem Janem Ładosiem, uczestnikiem szarży, dowódcą II szwadronu. Rotmistrz opowiada: „Za wzgórzem ujrzeliśmy przedziwny widok. Batalion piechoty, 800-900 ludzi, biwakował na polanie. Broń była złożona w kozły. Żołnierze chodzili, leżeli na trawie, palili papierosy, jednym słowem - majówka...”
Dalej relacjonuje rozwijanie obu szwadronów, a następnie opisuje, jak runęły one na Niemców, którzy „oporu prawie nie stawiali".
Mówi tak: „Cięliśmy ich szablami. Usłaliśmy polanę ciałami Niemców zarąbanych, okaleczonych i stratowanych. Wszystko to działo się w ciągu kilkunastu minut. Niemcy uciekali w różnych kierunkach, przeważnie w lewo, w stronę szosy, gdzie stały transportery, którymi ich tu dowieziono”.
W końcu - jak wspomina kawalerzysta - nieprzyjaciel otworzył ogień z cekaemów znajdujących się na wozach opancerzonych, zabijając, m.in., dowódcę pułku płk. Kazimierza Mastalerza i rotmistrza Eugeniusza Świeściaka. Po szarży Ładoś odskoczył w prawo za wzgórze i zbierając swój drugi szwadron oraz pozostałości z pierwszego, ruszył wąwozem toru kolejowego w kierunku Rytla.
Wersja Jana Ładosia zdawała się być - pośród wszystkich powtarzanych po wojnie ułańskich relacji - najpełniejszą. Cytowali ją chętnie historycy i dziennikarze. Niektórzy dodawali własne domysły i wnioski, bezlitośnie ją zniekształcając. Tak zaczęła powstawać legenda o odważnych kawalerzystach i tchórzliwych Niemcach. Dziś w kilkudziesięciu artykułach, w monografiach kawalerii i poważnych książkach o kampanii wrześniowej 1939 r. można znaleźć bogate opisy szarży. Mają jedną wadę. Im więcej się ich czyta, tym bardziej boli głowa od sprzecznych ułańskich opowieści i rozbieżności w interpretacjach. W jednej prowadzi atak kawalerzystów osobiście Mastalerz, w innej jego zastępca major Stanisław Malecki; w kolejnej decyzję o szarży podejmuje Świeściak, a tamci są z tyłu lub z boku. Kolejny problem to uzbrojenie Niemców. Część ułanów mówi o czołgach, inni o wozach opancerzonych rażących ogniem z lasu po lewej. Nie zgadza się nawet samo miejsce szarży. W dołączanych do tekstów mapkach popełniane są katastrofalne błędy. We wspomnieniach mjr. Maleckiego mowa jest też o obrażeniach zadanych Niemcom przy użyciu lanc, które jednak - według większości relacji - zostawiono w wozach taborowych. Tylko jeden element powraca konsekwentnie w owych opracowaniach - są to duże straty po stronie nieprzyjaciela (sięgające nawet batalionu). Jak duże - nikt nie podaje, ponieważ żaden z historyków nie był w stanie dotrzeć do niemieckich źródeł.
Nikt, prócz jednej osoby... - To jest wszystko do wyrzucenia - ocenia bez wahania opracowania polskich historyków Zygfryd Szych, mieszkający od 20 lat w Niemczech. Leśnik, malarz, miłośnik kawalerii i człowiek wyjątkowo uparty. Ma 83 lata i własną wizję szarży, którą przedstawił na swoim obrazie, przez lata zresztą poprawianym. Nie zgadza się ona z narodową legendą, w której nasi pięknie szarżują, a Niemcy bezwstydnie panikują i umierają. - Ja też z początku gadałem głupoty, nawet do telewizji - przyznaje Szych. Prawda o Krojantach stała się jego życiową obsesją. Zanim wyjechał z kraju, spędził 15 lat na składaniu szarży w całość. Zaczął na początku lat 70., po tym, gdy w jedną z rocznic szarży przypadkowo stał się świadkiem ciekawej wymiany zdań między dwoma ułanami.
- Ładoś oprowadzał właśnie harcerzy. Podszedł do niego ułan Paweł Zaremba i mówi: „Panie rotmistrzu, złe miejsce pan wskazuje”. Na to rotmistrz się oburzył i zgasił go słowami: „Bądźcie cicho Zaremba” - opowiada Zygfryd Szych.
Zaczął wtedy na własną rękę docierać do ułanów, którzy w zaciszu prywatnych mieszkań i pokoi hotelowych opowiadali co innego niż przed pomnikiem
w czasie oficjalnych uroczystości; jeździł konno po okolicznych lasach, próbując odtworzyć trasę przemarszu ułanów ze Sternowa (gdzie znajdował się przejściowy sztab pułku) pod Krojanty; ze stoperem w ręku galopował wielokrotnie po wzgórzu 161. Liczył, mierzył, porównywał. I coraz bardziej oddalał się od bohaterskiego mitu. Aż wreszcie, kilka lat temu, dotarł do byłych żołnierzy niemieckich, którzy walczyli pod Krojantami z naszą kawalerią. W grudniu 2005 r. Szych uzyskał od nich oficjalne oświadczenie (dotąd nigdzie niepublikowane).Oto jego fragment:
„My, podpisujący to oświadczenie, należeliśmy do Hamburskiego 76. Pułku Piechoty i byliśmy naocznymi świadkami pierwszego kawaleryjskiego ataku w II wojnie światowej, który miał miejsce 1.09.1939 r. w pobliżu miasta Chojnice pod wsią Krojanty i zgodnie z prawdą oświadczamy: Ten nieoczekiwany atak na posuwające się czoło II Batalionu nastąpił z odległości około 250-300 metrów. Były to dwa rozwinięte, nadchodzące jeden za drugim szwadrony (jak się później dowiedzieliśmy, był to 18. Pułk Ułanów z Grudziądza), które z białą bronią i okrzykiem: „Hurra” atakowały linię, która niezwłocznie zajmowała stanowiska ogniowe. W ciągu kilku minut atak ten załamał się w ogniu naszych karabinów maszynowych i moździerzy. Na polu walki znajdowali się polegli i ranni oraz zabite i zranione konie. Wśród poległych nasi strzelcy z 6. i 7. kompanii znaleźli jednego majora i dwóch rotmistrzów...”
Podpisani poniżej feldfebel Helmut Plottner, strzelec Artur Romer i szef 6. kompanii Max Manthey zeznają też, że w tym czasie ich batalion nie miał żadnego wsparcia przez samochody rozpoznawcze ani inne pojazdy opancerzone. „Ten rzekomo zniszczony II Batalion 76 Pułku Piechoty zdobył w 17 dni później twierdzę Brześć Litewski” - dodają. Twierdzą również, że po ich stronie nie było zabitych. Ranni zostali tylko dwaj oficerowie oraz kilku strzelców.
Co więcej Manthey przekazał Szychowi kopię swojego dziennika wojennego, w którym kilka krótkich akapitów poświęca potyczce pod Krojantami. W 2006 r. zacytował je Juliusz S. Tym w monografii „Kawaleria w operacji i w walce”.
Manthey pisze: „Pod zdecydowanym dowództwem naszego dowódcy kompanii podjęliśmy pościg za kawalerią.
Około 30 do 40 Polaków zostało zastrzelonych (...). Jeden podporucznik, który ranny leżał na odkrytej łące, sam odebrał sobie życie dwoma strzałami z karabinu, gdy zobaczył część wychodzącego na niego naszego plutonu”. Dodaje też, że Niemcy wieczorem dotarli do Krojant i zjedli pierwszy po 24 godzinach ciepły posiłek.
- Z podporucznikiem Janem Nowakiem, który był w szwadronie u Ładosia, spałem kiedyś w hotelu - opowiada Szych. - Przycisnąłem go, to zaczął mówić: „Co ja będę panu gadał. Co ja mogłem widzieć? Jak podjechaliśmy pod górę, to już ogień szedł taki, że ludzie tylko z koni spadali. Potem znaleźliśmy się na torze kolejowym i wycofaliśmy się na Rytel” - przypomina tamtą rozmowę Szych. Na podstawie zeznań Nowaka i Zaremby (który także uciekał w stronę toru, przeskakując nawet zamknięty szlaban; dwóm innym ułanom się to nie udało, ich konie zawisły na zaporze) leśnik doszedł do wniosku, że drugi szwadron, prowadzony przez Jana Ładosia, który rzekomo rąbał Niemców, nie dotarł w całości do linii nieprzyjaciela.
- Zobaczył, co się dzieje ze szwadronem Świeściaka i skręcił swoje prawe skrzydło na tory, gdzie jest głęboki wąwóz, w którym można się ukryć. Znalazł się na torach przed Zarembą, który jechał w pierwszym szwadronie - podsumowuje Zygfryd Szych.
Uczestnicy szarży nie odniosą się do tych odkryć.
Żyje tylko trzech najmłodszych ułanów z 18. pułku, którzy w ataku konnicy nie brali udziału.
- Groby naszych były rozrzucone po całej okolicy, na polu i w lasach. Do grzebania ludzi i koni zatrudniono miejsowych. Podobno były też trupy Niemców, ale Niemcy swoich zabrali - mówi Czesław Kiedrowicz. Dwa lata temu na jednym z dawnych kopców znalazł zapinkę od szabli. Ktoś inny na polu za lasem wykopał parę ostróg.
Mogiły ułanów spod Krojant przez długie lata były tematem tabu. Według oficjalnej wersji, przeniesiono je na cmentarz w Chojnicach, gdzie stanął obelisk. Ciał płk. Mastalerza i rtm. Świeściaka nie udało się zidentyfikować. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie są pochowani.
Pod krojantami
300 szabel
Ze wzgórza, które przedstawia zdjęcie obok, 1.09.1939 r. około godz. 19.00 ruszyły na niemiecką piechotę dwa wzmocnione szwadrony 18. Pułku Ułanów Pomorskich z Grudziądza (250 - 300 szabel). Po stronie polskiej poległo 3 oficerów (w tym dowódca pułku) oraz około 20 ułanów, 50 odniosło rany. Szarża w tym miejscu prawdopodobnie nie była wcześniej zamierzona. Kawalerzyści chcieli przedostać się na tyły wroga i zaatakować go kilka kilometrów dalej, na wysokości Pawłowa. Atak miał być skoordynowany w czasie z ogniem polskiej artylerii oraz natarciem tankietek, szwadronu kolarzy i spieszonych plutonów kawalerii wyposażonych w cekaemy. Działania te, wymyślone przez dowódcę pułku, były próbą wykonania rozkazu o kontrnatarciu. Rozkaz wydał gen. St. Grzmot-Skotnicki, chcąc umożliwić wydostanie się z okrążenie Batalionowi Obrony Narodowej „Czersk".
Pojawienie się silnego ugrupowania nieprzyjaciela na linii marszu kawalerii wymusiło decyzję o szarży. Do dzisiaj historycy spierają się o to, kto ją podjął - dowódca grupy manewrowej Malecki, szef pułku Mastalerz czy rotmistrz Świeściak, z najbardziej wysuniętego do przodu szwadronu. Faktem jest, że natarcie Niemców na kilkanaście godzin osłabło, a piechota polska wycofała się za Brdę.

http://www.express.bydgos...320&NrSection=1" onclick="window.open(this.href);return false;
Waldek

Re: Opowieści pokopkowe

Post by Waldek »

W tym wypadku to pewnie jest to ten wyjątek potwierdzający regułę, bo jest grupa młodych historyków, którzy postanowili rozprawić się z narodowymi mitami. I ja nie mam nic przeciwko temu, byle nie było to "odbrązawianie" na siłę aby szokując zaistnieć. Tak na marginesie chciałem dodać, że ci młodzi mają tą przewagę, że korzystają ze źródeł dawniej niedostępnych, bo ci wcześniejsi to w dużym stopniu korzystali przede wszystkim ze wspomnień spisanych nierzadko wiele lat po wojnie.
A wracając do paniki po stronie niemieckiej, wydaje się że Niemcy przez parę pierwszych dni wojny obawiali się rajdów naszej kawalerii na swoje tyły, ale na szczęście dla nich poza bardzo nielicznymi przypadkami manewrowego użycia kawalerii [np. Krojanty] brakło z naszej strony pomysłu na wojnę manewrową i kawaleria robiła za słabo wyposażoną piechotę.
GIZIO

Re: Opowieści pokopkowe

Post by GIZIO »

Wald dzięki Ci bardzo za rozwinięcie temata. 8)
Stach
Posts: 3717
Joined: 28 Jan 2007, 23:31

Re: Opowieści pokopkowe

Post by Stach »

Ale link tez mógłbyś rozwinąć, żeby się chociaż kurna choć na chwilę otworzył...
Post Reply