Z dna beczki

Ogólna dyskusja historyczna, niezwiązana z miastem oraz ziemią szczecinecką.
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Walka o skarb warty pół miliarda dolarów.The Odyssey Explorer, statek który odkrył skarb


Nowa odsłona walki Hiszpanii o podwodny skarb szacowany na pięćset milionów dolarów rozpoczyna się dziś w sądzie na Florydzie w Stanach Zjednoczonych.
Hiszpański rząd twierdzi, że pięćset tysięcy złotych i srebrnych monet, wydobytych w ubiegłym roku z Atlantyku u wybrzeży Hiszpanii przez amerykańską spółkę poszukiwawczą Odyssey Marine Exploration, pochodzi z okrętu, który zatonął podczas morskiej bitwy w dziewiętnastym wieku. Hiszpania żąda zwrotu całości skarbu, lecz spółka Odyssey twierdzi, że władze w Madrycie mogą nie mieć do niego praw.

Prawnicy reprezentujący obie strony mają dziś przedstawić w amerykańskim sądzie federalnym w Tampie na Florydzie swoje argumenty. Sprawa o prawa do skarbu rozpoczęła się w ubiegłym roku, po tym jak spółka Odyssey znalazła skarb, przewiozła go z Gibraltaru na Florydę i dopiero wówczas ujawniła znalezisko. Przedstawiciele spółki podkreślali, że nie jest jasne w jaki sposób tak ogromna ilość monet znalazła się na dnie morza. Odyssey odmówiła ujawnienia miejsca gdzie dokładnie znaleziono skarb, zasłaniając się względami bezpieczeństwa. Tajemniczo nazwała to miejsce "Czarnym Łabędziem". Jednak podczas niedawnej konferencji w Madrycie przedstawiciele hiszpańskiego rządu stwierdzili, że wcale nie jest to aż tak skomplikowane. „Tajemnica została rozwiązana. Posługując się wieloma metodami by ukryć swoje działania Odyssey Marine Exploration ogołociło wrak okrętu hiszpańskiej marynarki wojennej Nuestra Senora de las Mercedes ze znajdujących się na jego pokładzie monet i innych przedmiotów. Mamy dokumentację wskazującą, że monety i inne artefakty zabrane przez Odyssey znajdowały się na pokładzie Mercedes”, oświadczył James Goold, amerykański prawnik reprezentujący Hiszpanię.

Nuestra Senora de las Mercedes był fregatą z trzydziestoma czterema działami – takie okręty były wówczas bardzo popularne w hiszpańskiej marynarce wojennej. Jak wynika z dokumentów złożonych przez hiszpańskie władze w sądzie na Florydzie Mercedes wypłynął z Peru, zatrzymał się w Urugwaju, i zatonął dzień drogi od Hiszpanii, gdy wraz z towarzyszącymi mu statkami został zaatakowany przez okręty brytyjskiej floty w październiku 1804 roku. Podczas morskiej bitwy jaka rozegrała się u wybrzeży Portugalii jeden z pocisków uderzył w magazyn prochu i Mercedes eksplodował. Zatonął wraz z całym ładunkiem oraz dwustu osobami na pokładzie – marynarzami i cywilami.

Hiszpania oskarża Odyssey o splądrowanie wraku hiszpańskiej fregaty, który stał się podwodnym cmentarzem. Jednak przedstawiciele amerykańskiej spółki twierdzą, że nie ma żadnej pewności, że monety pochodzą z Mercedes, a już z całą pewnością nie pochodzą z okrętu który zatonął wraz z załogą i stał się podwodnym cmentarzem. „By móc mówić o podwodnym cmentarzu w danym miejscu musi się znajdować wrak okrętu i ludzkie szczątki. W miejscu gdzie znaleźliśmy monety nic takiego nie było”, powiedział CNN współzałożyciel spółki Odyssey Greg Stemm. Zaprosił też hiszpańskich ekspertów by przyłączyli się do śledztwa prowadzonego przez Odyssey. Hiszpania twierdzi jednak, że widziała dowody. Wysłała niedawno ekipę ekspertów, w tym rządowego archeologa morskiego i znawcę monet, na Florydę by zbadali znaleziony w Atlantyku skarb. Specjaliści ci ujawnili podczas konferencji prasowej w Madrycie, że skarb zawiera między monety wybite w 1803 roku w Limie w Peru, które było wówczas hiszpańską kolonią.

Stemm powiedział CNN że większość z pół miliona monet jest srebrnych; złote stanowią znikomą część skarbu. Hiszpańscy eksperci podkreślają, że widzieli tylko niewielką część znaleziska, i pragną kontynuować badania. - Nie chodzi nam o złoto. Chodzi o historię, pamięć i szacunek dla miejsca, które stało się podwodnym cmentarzem naszych rodaków - powiedział CNN Guillermo Corral Van Damme z hiszpańskiego ministerstwa kultury. Stemm podważa jednak te argumenty mówiąc: „jeśli rzeczywiście nie chodzi im o pieniądze, to chętnie zatrzymamy wszystkie monety, a w zamian przeprowadzimy za darmo podwodne badania archeologiczne dla Hiszpanii, jeśli okaże się, że faktycznie ma jakieś prawa do znaleziska”. Całą sprawę równie uważnie śledzi rząd Peru. Według doniesień mediów niektórzy przedstawiciele władz w Limie nie wykluczają, że Peru również może mieć prawa do skarbu, jeśli okaże się, że jego część rzeczywiście pochodzi z tego kraju. Jose Jimenez z hiszpańskiego ministerstwa kultury podkreśla, że Hiszpania skłonna jest podzielić się skarbem z Peru, ale nie w sensie finansowym, lecz raczej ze względu na wspólne dziedzictwo kulturowe.

Odyssey przyznaje, że monety faktycznie mogą pochodzić z hiszpańskiej fregaty Mercedes, powiedziała CNN prawniczka Odyssey Melinda MacConnel. Jej zdaniem jednak, nawet jeśli zostanie to udowodnione, to nie znaczy, że Hiszpania ma automatycznie prawa do skarbu, gdyż fregata, w momencie gdy zatonęła, nie miała prawnego statusu „suwerennego nietykalnego okrętu”. „Statek nie wypełniał wówczas żadnej misji wojskowej. W momencie zatonięcia przewoził raczej prywatny dobytek”, argumentuje McConnel. Goold, amerykański prawnik reprezentujący Hiszpanię, zwraca jednak uwagę, że „cała sprawa nabrała rozgłosu ze względu na sztuczną otoczkę tajemnicy jaką wokół niej stworzono, i ze względu na ogromną ilość złota i srebra zabranego ze statku, jednak prawo jest w takich sytuacjach jasne. Okręt marynarki wojennej to okręt marynarki wojennej. To własność rządu danego państwa, podlegający jego całkowitej i wyłącznej kontroli”, podkreśla Goold. Dodaje, że prowadził już podobne sprawy, zawsze wygrywał, i tym razem nie spodziewa się innego wyniku. Dzisiejsze przesłuchanie przed sądem w Tampie na Florydzie z pewnością nie będzie ostatnią odsłoną walki o skarb. 8)
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Cud wigilijny 1914 roku.

Święta Bożego Narodzenia to dla każdego chrześcijanina wyjątkowy okres, związany nie tylko z ważnym wydarzeniem religijnym, jest to także czas refleksji i spotkań z najbliższymi. 24 grudnia, tradycyjnie przy wigilijnym stole obdarzamy się wzajemnie ciepłem, dobrocią i miłością , wtedy też dzielimy się chlebem i składamy sobie najserdeczniejsze życzenia.
Podczas Wigilii, wraz z najbliższymi oczekujemy na pierwszą gwiazdkę, zwiastującą narodzenie Jezusa Chrystusa, którego przyjście na świat oznacza pojawienie się nowej nadziei dla ludzkości.

Święta te, to wielki symbol pokoju i braterstwa. Czas przebaczenia i rozejmu.


Rok 1914 przyniósł światu wojnę .

Pamięć o wigilijnym cudzie 1914 roku na polach bitewnych we Flandrii jest ciągle żywa. O kilkadziesiąt metrów od siebie ukryci w okopach, żołnierze z karabinami wymierzonymi prosto w przeciwnika. W tę noc jednak nikt nie strzela…
Nagle po niemieckiej stronie zaczynają błyskać światełka. ...to choinki. Po chwili Anglicy słyszą Stille Nacht, Heilige Nacht... - to przecież Silent Night (Cicha noc). Z okopów wypełzają dotychczasowi wrogowie, z nieufnością i niedowierzaniem zaczynają ze sobą rozmawiać. Jakby wojna nie istniała…
Podczas nieformalnego rozejmu wigilijnego ,żołnierze niemieccy ( Saksończycy) i brytyjscy
( Szkoci, Walijczycy, Anglicy) spontanicznie wylegli z transzei, aby razem zapalić papierosa, wymienić się podarunkami czy wspólnie oglądać zdjęcia narzeczonych.
Zawarty zostaje 'rozejm kapitanów, a do końca świąt rozgrywają jeszcze ...mecz piłkarski. W grudniu 1915 roku generałowie zakazują 'bratania się w okopach', rozkażą przez cały dzień utrzymywać ogień aby sytuacja nie powtórzyła się.


Pierwsza Wojna Światowa w roku 1914, objęła swoim szerokim zasięgiem także ziemie polskie. Do szeregów armii rosyjskiej , niemieckiej i austro- węgierskiej wcielono prawie 6 milionów Polaków nie posiadających wtedy własnego kraju.
Pod koniec grudnia 1914 r. front zatrzymał się min na linii dolnej Bzury i Rawki. Wybuchły ciężkie walki o Sochaczew, w ramach których udział brały jednostki niemieckie i rosyjskie składające się także z Polaków:

Tak o tych wydarzeniach pisał współczesny im dziejopis w wydawnictwie „ Wśród krwi i pożarów” pt. „ Bitwa pod Bolimowem i Sochaczewem”:

( pisownia oryginalna)

(…)
- Urra! Urra! Jezus, Maria!! – krzyknęli sybiracy, gramoląc się z okopów.
- Herr Jesus! Gott mit uns! Vorvarts! – odpowiedzieli grzmiąco Niemcy, a tu i ówdzie w ich,
zarówno jak i w rosyjskich szeregach ozwało się dobitnie:
- - Bij, psiakrew!
To mazury w „pikelhaubach” i mazury w „papachach” zagrzewali jedni drugich do tem
tęższego natarcia. (...)
Taki bój właśnie wrzał pod Sochaczewem, na brzegu przeciwległym miastu, gdzie po
ustąpieniu z nad Bzury Niemcy ukryli się w okopach, nie dając się przez dłuższy wyprzeć z nich wojskom rosyjskim. Podczas tych zmagań tytanicznych okolica uległa kompletnemu zniszczeniu”.


Z relacji kroniki „ The Times” wiadomo dziś, że ciężkie walki o miasto prowadzono od 17 grudnia aż do jego końca w 1914 r. Zanim front zastygł, miasto przechodziło kilka razy z rak do rąk.
Także i tutaj na froncie nad Bzurą, wyjątkowość świąt Bożego Narodzenia dosięgła walczących bezwzględnie przeciw sobie żołnierzy.

„ Dwudziesty czwarty grudnia! Wigilia Bożego Narodzenia- czytamy dalej w „ Bitwie pod Bolimowem i Sochaczewem”.
W dniu tak pamiętnym dla każdego polaka, myśl wznosi się ku niebu, wypatrując gwiazdki Betlejemskiej, a pod wieczór mimowolnie leci ku swoim najbliższym, pod strzechy dworków, do izb, dziś specjalnie pięknie jedliną przybranych, gdzie choinka…

Ba! A czy aby w tym roku urządzono tam w domu choinkę? Ciężkie czasy! Wojna, brak pieniędzy! Kto tam zarabia na kęs chleba, gdy żywiciela nie stało?!

Listu od czasu mobilizacji nie otrzymał choć sam parękroć razy wieści wysyłał, biedne żołnierzysko!

O, Gwiazdka! Pierwsza gwiazdka błysnęła na niebie, więc zebrali się nasi wojacy w okopie. Znalazła się biała strucla, śledź ba! Paczka pierników i orzechy! O Jezu! Uczta taka , że to ha! Strzały jakoś ucichły, jakby i wróg odczuwał ważność i świętość chwili.

Bóg się rodzi!

Przełamali się struclą białą polskie wojaki, wzięli się do śledzia,
zakąsili razowym chlebem, potem podzielono pierniki i orzechy, dopiero potem Piotrek Sadzon, (...)
zanucił wzruszony:
- Bóg się rodzi...
I - o dziwo! Po chwili od okopów wrażych chór silnych głosów podchwycił słowa pieśni i oba okopy rozbrzmiewały pieśnią prastarą...

- A słowo ciałem się stało
i mieszkało między nami!'


Być może także pod Sochaczewem , żołnierze wyszli do siebie z okopów? Autor jednak o tym nie wspomina, może nie zezwalała na to propaganda wojenna?
Ten chwilowy rozejm między wrogami nie trwał długo, już 26 grudnia niemieckie samoloty zbombardowały rynek w Sochaczewie, powodując śmierć 8 cywilów i raniąc ok. 100 osób.
Bitwa nad Dolną Bzurą i Rawką trwać miała jeszcze 7 miesięcy. W wyniku walk ponad 70.000 żołnierzy nigdy nie powróciło do swoich rodzin i domów na święta, na wigilię… 8)


http://www.youtube.com/watch?v=7iRWx18qhk8" onclick="window.open(this.href);return false;

http://www.youtube.com/watch?v=fHObCL2luMw" onclick="window.open(this.href);return false;
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Fajna stronka dotycząca II wojny światowej. Można trochę ściągnąć ciekawych materiałów.

http://www.drugawojnaswiatowa.ubf.pl/downloads.php" onclick="window.open(this.href);return false;

A tu stronka o guziolach.

http://www.buttonarium.eu/index.php" onclick="window.open(this.href);return false;

spis polskich nieśmiertelników znalezionych przez brać poszukiwawczą

http://www.gloriavictis.republika.pl/" onclick="window.open(this.href);return false;
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Jak ktoś lubi oglądać stare kroniki niemieckie,to polecam tą stronkę. 8)

http://nsl-archiv.info/Filme/Deutsche-Wochenschauen/" onclick="window.open(this.href);return false;
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Historia jedynego lotniskowca Kriegsmarine - Grafa Zeppelina.

W książce "The Stettin Secret" James Stewart Thayer opowiada sensacyjną
historię, której głównym bohaterem jest amerykański szpieg Andrew Jay. Akcja
książki rozpoczyna się w Szczecinie zaraz po wojnie. Amerykanin wraz z
działaczką polskiego podziemia muszą zatopić najpotężniejszy okręt wszech
czasów - "Grafa Zeppelina". Nie mogą dopuścić, by ta superbroń wpadła w ręce
Stalina. Na drodze ich misji staną sadystyczny agent NKWD oraz gestapowski
oficer uciekający ze skarbami III Rzeszy.

Tyle literackiej fikcji w wydanej w 1979 r. szpiegowskiej powieści, która
zresztą miała całkiem niezłe recenzje. Prawdziwa historia "Grafa Zeppelina" od
dziesiątków lat jest tematem dyskusji historyków, fanów marynarki wojennej,
tropicieli tajemnic II wojny światowej, a także poszukiwaczy skarbów. Jest to
tajemnicza historia zaprojektowania, zbudowania i zaginięcia jednej z
najpotężniejszych broni, którą dysponowała III Rzesza. Broni, która choć była
praktycznie gotowa, nigdy nie została użyta. Jest to historia pierwszego i
jedynego niemieckiego lotniskowca KMS "Graf Zeppelin".

As do talii

Pierwsze lotniskowce w uzbrojeniu marynarek wojennych pojawiają się wkrótce po
I wojnie światowej. W latach 30. wszystkie morskie potęgi: Wielka Brytania,
Japonia i Stany Zjednoczone, pracują już intensywnie nad nowymi modelami.

Niemcy nie biorą udziału w tym wyścigu technologicznym. Ograniczenia traktatu
wersalskiego nie tyle nie zezwalają im na posiadanie lotniskowców, ile na
posiadanie jakichkolwiek samolotów wojskowych. Jednakże nowy trend zostaje
dostrzeżony przez niemiecką admiralicję i to sporo przed przejęciem władzy
przez nazistów. Ostatecznie na przełomie 1933 i 1934 r. wydział projektowy
marynarki wojennej otrzymuje zlecenie opracowania koncepcyjnego modelu
lotniskowca. Okręt ma mieć następujące parametry: wyporność 20 tys. ton,
szybkość 33 węzły, osiem dział kalibru 203 mm oraz silne uzbrojenie
przeciwlotnicze. Na pokład ma zabierać 50-60 samolotów.

Zadanie jest bardzo trudne za względu na brak jakiegokolwiek doświadczenia w
konstruowaniu tego typu okrętów, a także na brak materiałów i informacji
technicznych dotyczących lotniskowców innych państw. Szefem tego ambitnego
projektu zostaje 36-letni inż. Wilhelm Hadeler. Od początku daje się zauważyć
niechętną postawę Luftwaffe. Trudnością okazuje się nawet otrzymanie
dokładnych danych dotyczących wymiarów hangarów lotniczych i wind czy długości
pasa startowego. Niemcy za wzorzec przyjmują brytyjski
lotniskowiec "Courageous", jednak w trakcie prac odchodzą od niego na tyle
daleko, że tworzą własny, całkowicie autorski projekt: okręt miał być cięższy -
23 tys. ton (wpłynęło na to dodatkowe opancerzenie), działa 203 mm zamieniono
na 150 mm, a szybkość podwyższono do 35 węzłów. Szacuje się, że budowa statku
zajęłaby 14 miesięcy.

Zielone światło dla tego projektu zapala się niespodziewanie i dużo szybciej
niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. 18 czerwca 1935 r., zostaje podpisane
brytyjsko-niemieckie porozumienie, na mocy którego niemiecka marynarka wojenna
może być rozbudowana do 35 proc. tonażu marynarki brytyjskiej. W odniesieniu
do tej relacji oznacza to dwa lotniskowce dla Kriegsmarine.

Narodziny kolosa

W czasie gdy szansa na budowę lotniskowca jest już bardzo duża, projektanci
mają okazję obejrzeć z bliska konstrukcje innych państw. Najpierw
podczas "Navy Week" oglądają brytyjski okręt "Furious", a następnie jesienią
1935 r. japoński lotniskowiec "Akagi". Pobyt na Dalekim Wschodzie okazuje się
dość owocny. Japończycy dostarczają ponad sto szczegółowych planów okrętu.
Obie wizyty nie wpływają znacząco na sam projekt, ale Niemcy zyskują pewność,
że są na właściwej drodze.

16 listopada 1935 r. stocznia Deutsche Werke Kiel AG otrzymuje kontrakt na
budowę lotniskowca oznaczonego symbolem A. Realizowany będzie projekt
koncepcyjny, ale z pewnymi zmianami. Najważniejszą z nich jest podwojenie
liczby 150-milimetrowych dział. Jednak prace nie mogą zacząć się od razu. Dla
262-metrowego olbrzyma (większego nawet od "Bismarcka") potrzebna jest
największa pochylnia, a na niej właśnie budowany jest pancernik. Wkrótce
zostanie ochrzczony "Gneisenau" i okryje się ponurą sławą na Atlantyku. 20 dni
po jego wodowaniu, 28 grudnia 1936 r., zostaje położona stępka pod
lotniskowiec. Pośpiech przy rozpoczęciu prac był bardzo wskazany, by
kosztujący 92,7 mln marek okręt został zaliczony do bieżącego roku fiskalnego.

Prace trwają nieomal równo dwa lata. 8 grudnia 1938 r. do kilońskiej stoczni
przybywa sam führer wraz z najwyższymi dostojnikami III Rzeszy. Są wśród nich
dowódca Kriegsmarine admirał Reader oraz zwierzchnik Luftwaffe feldmarszałek
Göring. Podczas bardzo podniosłej uroczystości zostaje zwodowany pierwszy
niemiecki lotniskowiec. Otrzymuje imię "Graf Zeppelin". Matką chrzestną jest
hrabina Hella von Brandenstein-Zeppelin (córka słynnego konstruktora).

Z portu do portu

Do sierpnia 1939 r. dalsze prace nad okrętem postępują w normalnym tempie.
Zaawansowanie robót osiąga 85 proc. Okręt posiada napęd - najpotężniejszy
zbudowany dotychczas w Europie - 200 tys. koni mechanicznych pozwalający
rozwinąć prędkość do 34,5 węzła. Zainstalowanych jest również 16 dział 150 mm
oraz większość pozostałego uzbrojenia. Zaplanowany termin prób morskich - zima
1940/41 - wydaje się być realny.

Z chwilą wybuchu wojny sytuacja zmienia się. Wszystkie siły produkcyjne
zostają skierowane do budowy statków o wyższych priorytetach. Lotniskowiec ma
w hierarchii potrzeb Kriegsmarine najniższe miejsce. Na czele są pancerniki i
U-Booty. Od tej pory prace toczą się bardzo ślamazarnie. Ostatecznie 29
kwietnia 1940 r. dowódca marynarki wojennej decyduje o całkowitym zatrzymaniu
dalszych prac nad lotniskowcem. 150-milimetrowe działa zostają zdemontowane z
okrętu i wysłane do Norwegii w celu umocnienia obrony wybrzeża. Ciekawostką
jest fakt, że broń ta używana była przez norweską armię aż do początku lat 90.

6 lipca "Graf Zeppelin" zostaje przetransportowany do Gdyni, by uniknąć coraz
liczniejszych nalotów brytyjskich. Pozostaje tam aż do czerwca 1941 r. Na
kilka dni przed atakiem na ZSRR Niemcy znowu postanawiają przenieść
lotniskowiec w miejsce, w którym nie byłby narażony na ataki, tym razem
radzieckich samolotów. I w ten sposób 21 czerwca okręt zjawia się po raz
pierwszy w Szczecinie. Zostaje zacumowany przy Wałach Chrobrego. Na
mieszkańcach robi niesamowite wrażenie. Z zachowanych relacji wynika, że można
go było dostrzec już z dworca kolejowego.

Na lotniskowcu prowadzone są drobne prace. By ukryć faktyczny stan
zaawansowania budowy, stosuje się siatki maskujące. Oczywiście brytyjski zwiad
nie spuszcza kolosa z oka. Już pięć dni po wpłynięciu do Szczecina jednostka
zostaje zlokalizowana, a następnie jest dość regularnie obserwowana. Oto
raport, jaki admiralicja otrzymała 7 września:

"Postępy w budowie niemieckiego lotniskowca » Graf Zeppelin «

Informacje sporządzone na podstawie zdjęć.

Wstępna analiza zdjęć okrętu pozwala ustalić, co następuje:

nie notuje się postępów w pracach nad okrętem, niemniej znajduje się on w
miejscu, w którym mogą być one z łatwością kontynuowane

brak wieży kontrolnej, jednak baza może być z łatwością przygotowana do jej
przyjęcia

komin jest na miejscu

brak masztu

pokład lotniskowy jest gotowy, widać robotników

nie dostrzeżono dział, jednak wieżyczki zdają się być na miejscu, nie można
ocenić uzbrojenia burtowego, gdyż jest zakryte przez pokład lotniskowy

ostrożne szacunki pozwalają ocenić całkowitą długość okrętu na 870 stóp,
długość pokładu lotniskowego na 830 stóp, a szerokość na 100 stóp.

Dotychczas nie stwierdzono obecności samolotów na pokładzie, nie zauważono
treningów lotniczych.

Wnioski:

» Graf Zeppelin «nie jest ukończony. Przy obecnym stanie zaawansowania prac
wymagane jest co najmniej sześć miesięcy, by zyskał zdolność operacyjną".

Gdy dowództwo marynarki uznało, że ze strony radzieckiej nie grozi już żadne
niebezpieczeństwo, 11 listopada lotniskowiec opuszcza Szczecin i wraca do
Gdyni.

Cała naprzód, cała stop!

Do tego momentu dowództwo Kriegsmarine (i nie tylko ono) nie rozumie
prawdziwej natury lotniskowców i traktuje je nadal jak statki tradycyjne, stąd
gruby pancerz i silne uzbrojenie artyleryjskie. Okręt miał w założeniu
poradzić sobie samodzielnie z dowolnym przeciwnikiem, ewentualnie ratować się
ucieczką - stąd bardzo wysoka maksymalna prędkość. Nie dostrzega się
możliwości tkwiących we współdziałaniu okrętu w grupie innych statków i nie
docenia podstawowej broni lotniskowca - samolotów.

To wszystko radykalnie zmienia się po japońskim ataku na Pearl Harbor. 16
kwietnia zostaje zwołana specjalna narada w siedzibie Hitlera. Jej wynikiem
jest decyzja o dokończeniu budowy "Grafa Zeppelina". Hermann Göring przyjmuje
pomysł bez entuzjazmu. Mówi: "Wszystko co lata, powinno być pod moim
dowództwem!", co automatycznie blokuje możliwości utworzenia specjalnego
oddziału lotnictwa morskiego. Luftwaffe stwierdza również, że obecnie nie ma
możliwości zaprojektowania specjalnego samolotu do służby na lotniskowcach.
Najwcześniejszy możliwy termin to... 1946 r. Jedyne, co może zaoferować, to
przystosowanie istniejących samolotów do służby na morzu. W grę wchodzą dwa
modele: myśliwiec Messerschmitt 109 oraz bombowiec nurkujący Junkers
87 "Stuka". Dla tego drugiego opracowano specjalny mechanizm składania
skrzydeł, dzięku czemu samoloty zajmowały mniej miejsca w hangarach.

Dodatkowo ustalono wiele zmian technicznych i konstrukcyjnych okrętu, m.in.
mocniejsze uzbrojenie przeciwlotnicze wraz z reflektorami-szperaczami,
silniejszą katapultę pomagającą samolotom przy starcie, urządzenie radarowe,
dodatkowe śruby manewrowe, większe zbiorniki na paliwo oraz... wyższy komin
(poprzednio dym często zasłaniał widoczność z mostku kapitańskiego).

Pierwsze prace wykonuje się w Gdyni. Następnie 30 listopada 1942 r. holowany
przez trzy holowniki lotniskowiec wyrusza pod eskortą do Kilonii. Ze względów
bezpieczeństwa płynie pod zmienioną nazwą "Zander". 5 grudnia przybywa do
stoczni Deutsche Werke Kiel AG i zostaje umieszczony w doku pływającym. Roboty
nabierają tempa. Planuje się, że okręt wejdzie do służby jesienią 1943 r.

Tak samo jak nagle powrócono do pracy nad "Grafem Zeppelinem", tak samo
gwałtownie przychodzi rozkaz wstrzymania wszelkich robót. 30 stycznia Hitler
wydaje rozkaz zaprzestania budowy i modernizacji wszystkich okrętów poza U-
Bootami. Rezygnujący z funkcji dowódcy marynarki wojennej admirał Reader
stwierdza, że "jest to najtańsze zwycięstwo na morzu, jakie Wielka Brytania
odniosła w swojej historii". Rozkaz Hitlera dosięga "Grafa Zeppelina" 2 lutego.

Na dobre w Szczecinie

Do marca dokańcza się tylko najniezbędniejsze prace. 21 kwietnia okręt wypływa
z Kilonii, by dwa dni później dotrzeć do Szczecina. Zostaje zacumowany u
ujścia Regalicy do jeziora Dąbie, gdzie jest na tyle płytko, że ma pod kilem
zaledwie pół metra wody.

Wywiad aliancki szybko lokalizuje miejsce pobytu lotniskowca i równie szybko
orientuje się, że prace na statku zostały wstrzymane. Ta obserwacja powoduje,
że okręt nie jest celem ataków lotniczych. Nie licząc zdemontowania katapult
lotniczych, które zostały wysłane do Włoch, jednostka pozostaje nietknięta na
kotwicowisku przez następne dwa lata. Zostaje wręcz zapomniana. Z tego okresu
pojawiają się tylko dwie wzmianki na jej temat. Pierwsza to pomysł, by
przerobić ją na okręt do transportu gumy z Japonii, a druga, by stała się
rodzajem pływających koszar dla oficerów Kriegsmarine. Żaden z tych pomysłów
nie jest realizowany. Nad statkiem, na którym służyć miała ponad dwutysięczna
załoga, trzyma pieczę kilkuosobowy zespół.

Ostatnia godzina lotniskowca wybija 25 kwietnia 1945 r. Gdy Armia Czerwona
staje u wrót Szczecina, zostają otwarte śluzy i kadłub "Grafa Zeppelina"
wypełnia się wodą. Okręt osiada bardzo płytko na dnie z niewielkim przechyłem
na rufę. Następnie specjalny 10-osobowy zespół przygotowuje go do wysadzenia.
Wewnątrz, głównie w okolicach maszynowni, zostaje umieszczona duża ilość
ładunków wybuchowych. Mimo protestów załogi zadanie musi być wykonane - statek
nie może się dostać w ręce wroga.

Po południu kapitan Wolfgang Kaehler wchodzi na jeden z żurawi stoczni Vulcan.
Stąd ma doskonałą widoczność. O godz. 18, działając w porozumieniu z
dowództwem, poprzez radio wydaje rozkaz wysadzenia okrętu. Korpusem "Grafa
Zeppelina" wstrząsa eksplozja. Poprzez komin wydobywa się ogromna chmura dymu.

Gdy Rosjanie odnajdują okręt, z pozoru wygląda na nietknięty. Na widocznym
ponad wodą kadłubie nie ma żadnych poważniejszych zniszczeń. Po oględzinach
okazuje się jednak, że eksplozja potężnie uszkodziła wnętrze lotniskowca. Mimo
dużych zniszczeń zapada decyzja o naprawie i podniesieniu statku z dna. W
marcu 1946 r. jednostka odzyskuje pływalność. Prace trwają do zimy 1946 r.
Wojska radzieckie próbowały odholować go do Leningradu. W końcu jednak zdecydowały się go zatopić.


Graf Zeppelin-odnaleziony.

Statek leży 70 kilometrów na północ od nasady półwyspu Helskiego. Że to właśnie "Graf Zeppelin" potwierdziły badania przeprowadzone z okrętu hydrograficznego Marynarki Wojennej "ORP Arctowski".

Rzecznik prasowy dowódcy Marynarki Wojennej wyjaśnił, że wrak był badany przy pomocy specjalistycznych urządzeń a wyniki porównano z dostępną dokumentacją na temat lotniskowca. Analiza porównawcza historycznych materiałów z opisem sonarowym, wykonanym dzięki echosondzie i pojazdowi podwodnemu, wskazuje na to, że jest to właśnie "Graf Zeppelin". Zgadza się między innymi długość statku - 260 metrów.

W badaniach uczestniczyli oficerowie biura hydrograficznego Marynarki Wojennej oraz naukowcy z Akademii Marynarki Wojennej. Wrak spoczywa na głębokości prawie 90. metrów. Nie stanowi jednak zagrożenia dla żeglugi: od jego najwyższego punktu do powierzchni wody jest 60 metrów.

"Graf Zeppelin" to pierwszy i jedyny niemiecki lotniskowiec. Nigdy jednak nie brał udziału w walkach.


Dane techniczno-taktyczne lotniskowca Graf Zeppelin:

* Wyporność standardowa: 23430 ton
* Wyporność pełna: 33550 ton
* Wyporność zadeklarowana: 19250 ton
* Długość: 262,5 m
* Szerokość: 36,2 m
* Zanurzenie: 8,5 m
* Pokład lotniczy: 240 m (długość), 27 m (szerokość)
* Maszyny: 4 turbiny, 4 śruby, 16 kotłów typu Le Mont
* Moc maszyn: 200000 KM
* Prędkość: 33,8 węzła (63 km/h)
* Zasięg: 8000 Mm (14740 km)
* Uzbrojenie: 16 dział 150 mm, 12 dział przeciwlotniczych 105 mm, 22 działa 37 mm, 28 działek 20 mm.
* Katapulty: 2
* Samoloty: 42 samoloty podzielone na trzy eskadry. Dwie eskadry myśliwców Messerschmitt Bf 109T i jedna eskadra samolotów bombowo-torpedowych Fiesler Fi 167 lub Junkers Ju 87C
Attachments
graf05gw9.jpg
Położenie wraku w pobliżu Morskiej Kopalni Ropy Naftowej na złożu B3.
(33.53 KiB) Downloaded 2465 times
Do zbadania znaleziska użyto także podwodnego pojazdu wyposażonego w kamery(ROV). Wymiary i rozpoznawalna nawet na pierwszy rzut oka sylwetka lotniskowca pozwala nawet laikowi rozpoznać wrak „Graf Zeppelin”.
Do zbadania znaleziska użyto także podwodnego pojazdu wyposażonego w kamery(ROV). Wymiary i rozpoznawalna nawet na pierwszy rzut oka sylwetka lotniskowca pozwala nawet laikowi rozpoznać wrak „Graf Zeppelin”.
graf03aqm1.jpg (24.3 KiB) Viewed 4566 times
Wrak ma 262 metrów długości, około 30 wysokości i 30 szerokości. Jest cały, leży na stępce, dziobem zwrócony w kierunku północno - wschodnim.Przechylony jest na prawą burtę. Na jego burtach i płaskim pokładzie startowym da się jednak zauważyć liczne uszkodzenia, które najprawdopodobniej powstały na skutek prób, które w sierpniu 1947 roku przeprowadzali na nim czerwonoarmiści.<br />W idealnym stanie zachował się drewniany pokład startowy zrobiony z drewna o 5 centymetrowej grubości. Wielką pustką zieją otwory po windach do podnoszenia samolotów. Nadbudówki noszą ślady mocnego zniszczenia.
Wrak ma 262 metrów długości, około 30 wysokości i 30 szerokości. Jest cały, leży na stępce, dziobem zwrócony w kierunku północno - wschodnim.Przechylony jest na prawą burtę. Na jego burtach i płaskim pokładzie startowym da się jednak zauważyć liczne uszkodzenia, które najprawdopodobniej powstały na skutek prób, które w sierpniu 1947 roku przeprowadzali na nim czerwonoarmiści.
W idealnym stanie zachował się drewniany pokład startowy zrobiony z drewna o 5 centymetrowej grubości. Wielką pustką zieją otwory po windach do podnoszenia samolotów. Nadbudówki noszą ślady mocnego zniszczenia.
graf01blr1.jpg (43.94 KiB) Viewed 4573 times
zeppeli2yr9.jpg
zeppeli2yr9.jpg (36.46 KiB) Viewed 4601 times
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Ojciec królowej był w SS.

Holandia jest poruszona nowymi fakty dotyczącymi rodziny królewskiej. Z odtajnionych dokumentów wynika, że rząd tego kraju już podczas II wojny światowej wiedział, iż książę Bernhard, ojciec obecnej królowej Beatrix, był członkiem SS.

Holandia O tym, że książę, z pochodzenia Niemiec, był w latach 30. ubiegłego wieku członkiem SS informowały w 1941 roku gazety amerykańskie. Wówczas rząd w Hadze nie skomentował tych doniesień. Dlatego nie było jasne, czy wiedział o przeszłości zięcia ówczesnej królowej Wilhelminy.

Teraz wiadomo, że Haga milczała, bo była świadoma przynależności księcia do paramilitarnej niemieckiej formacji nazistowskiej. Wciąż nie jest jasne, czy wiedziała o tym wtedy także królowa Wilhelmina i jej córka, księżniczka Juliana. Oficjalnie uznaje się, że prawdę poznały dopiero po wojnie.


Książę Bernhard (właściewie Bernhard Leopold Frederik Everhard Julius Coert Karel Godfried Pieter of Lippe-Biesterfeld) był bohaterem wielu skandali gospodarczych, obyczajowych i politycznych, których szczegóły są teraz ujawniane. Dokumenty odtajniono dziś, ponieważ w grudniu minęło pięć lat od śmierci księcia.

http://wyborcza.pl/1,75477,7487985,Ojci ... zieli.html" onclick="window.open(this.href);return false;
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Kolekcja historycznych map-ponad 21.000 map i zdjęć online. Kolekcja koncentruje się na rzadkie z wieku 18 i 19 North American i South American mapy i inne materiały kartograficzne. Mapy Historyczne- Europy, Azji, i Afryki.

Miłego oglądania. 8)


http://www.davidrumsey.com/" onclick="window.open(this.href);return false;
GIZIO

Re: Z dna beczki

Post by GIZIO »

Numery członków SS.

Wykazy numerów zostały opracowane na podstawie m. in.:
Führerliste der Waffen SS autor John P.Moore
Dienstaltersliste der Schutzstaffel der NSDAP
SS-Personalveränderungsblatt
SS-Verordnungsblatt
SS-Befehlsblatt numery z lat 1932 - 1944
wykazów personalnych różnych jednostek. itp.


http://www.dws-xip.pl/reich/biografie/n ... umerA.html" onclick="window.open(this.href);return false;
Post Reply