LEBENSBORN

Tematy o okolicach Szczecinka oraz innych pomorskich miastach.
Post Reply
User avatar
człowiek widmo
Posts: 738
Joined: 04 May 2005, 22:00

LEBENSBORN

Post by człowiek widmo »

Program LEBENSBORN

Byl to jeden z najdziwniejszych i tajemniczych eksperymentow SS, pomyslu szefa SS, Heinricha Himmlera, majacy na celu rozmnozenie super czystej rasy nordyckiej. Kandydaci i kandydatki programu musieli byc w doskonalej kondycji fizycznej, blond wlosy i niebieskie oczy. W domach skonfiskowanych Zydom, zorganizowano specjalne osrodki dla przyszlych matek. Po porodzie, matki mogly zatrzymac swe "SS" dzieci lub tez przekazac do adopcji specjalnie wyselekcjonowanym rodzinom. Pierwszy taki osrodek zostal otwarty 12 grudnia 1935 r. w STEINHORING kolo Mochachium. Nastepne osrodki zostaly utworzone w AACHEN, KLOSTERHEIDE kolo Berlina, BAD POLZIN na Pomorzu, WEINERWALD kolo Wiednia, VEGIMONT w Belgi. W lutym 1944 roku, w LAMORLAYE kolo Paryza otworzono dom zarezerwowany dla dzieci urodzonych ze zwiazkow niemiecko-francuskich.
Nieznana jest ilosc urodzin w osrodkach LEBENSBORN - dokumentacja zostala zniszczona pod koniec wojny, ale jeden jedyny rejestr ocalal, z informacja o rejestracji ponad 2 tysiecy narodzin w osrodku STEINHORING.

Ktoś wie coś więcej?
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Post by bronx »

Hmm w takim razie ciekawe jest, że właśnie uzdrowisko Połczyn słynie do dziś z leczenia bezpłodności u kobiet, czyżby to te tradycje wpłyneły na to że zdrój ten ma taki właśnie profil?
mcselon
Posts: 142
Joined: 27 Feb 2007, 22:02
Location: Szczecinek

Post by mcselon »

Chciałoby się rzec:

"Chcesz mieć córkę albo syna?

Wyślij żonę do Połczyna..."
User avatar
człowiek widmo
Posts: 738
Joined: 04 May 2005, 22:00

Post by człowiek widmo »

Sprawa frapująca...

Na szybko:
HEIM POMMERN
Istniał od 1.05.1938 do lutego 1945.
Mógł pomieścić 60 matek i 75 dzieci.
Wcześniej było to sanatorium "Luisenbad"

Za http://www.dws.xip.pl

Jeszcze coś poszperamy 8)
User avatar
LUCEK
Posts: 332
Joined: 04 Mar 2005, 13:57
Contact:

Post by LUCEK »

SS Lebensborn - hodowla superaryjczyków
Gazeta Wyborcza 2003
Sławomir Cedzyński, Grzegorz Sokół
Decyzję o utworzeniu w Norwegii oddziału Lebensbornu podjął Himmler już w 1940 roku. Osiem założonych na terenie Norwegii ośrodków tej organizacji miało zadbać przede wszystkim o powstały już cenny materiał genetyczny: pomagać kobietom, które zaszły w ciążę z niemieckimi żołnierzami.
Gerda nie wiedziała, kim są jej rodzice. Po zakończeniu wojny dziadkowie wysłali jej 24-letnią matkę na jedną z wysp północnej Norwegii. Dziewczynkę wychowywali jako własną córkę. Cała rodzina utrzymywała, że matka Gerdy jest jej siostrą. - Oni skrywali ten wstyd w rodzinie. Zbudowali mur wokół tej sprawy. Chodziło o mojego ojca, niemieckiego żołnierza - wspomina 60-letnia dziś Gerda Inger Karlsen.

- Żadne z nas nie miało więcej niż cztery lata, kiedy rozpętało się to piekło. Nazywano nas bękartami Hitlera, śmieciami, przygłupami albo "piątą kolumną" - opowiada Tor Brandacher. Ma 63 lata. Jest dzieckiem austriackiego strzelca alpejskiego.

Także Harriet von Nickel urodziła się ze związku norweskiej dziewczyny i niemieckiego żołnierza. "Po wojnie moi zastępczy rodzice przypinali mnie łańcuchem na podwórku. Obok psa" - pisze w swojej świetnie się sprzedającej autobiografii "Niemieckie dziecko". "Gdy miałam sześć lat, sąsiad z mojej wioski wrzucił mnie do rzeki. Mówił, że chciał się przekonać, czy czarownice toną". Kiedy miała dziesięć lat, pijani chłopi wydrapali jej gwoździem swastykę na czole. "Uratowała mnie przypadkowa kobieta".

Ojcem Anni-Frid Lyngstad, brunetki ze szwedzkiego zespołu ABBA, był niemiecki sierżant Alfred Haase, który wyjechał z Norwegii, zanim córka przyszła na świat. Matka wywiozła Anni-Frid do Szwecji. Dziecko miało wtedy półtora roku.

Wkrótce potem matka umarła, a jej córkę wychowywała babcia.

- Mieć ojca Niemca to było znamię i przekleństwo - mówi Kare Olsen, historyk z archiwum narodowego w Oslo, który zajmuje się powojenną historią norweskiego społeczeństwa. - A przecież w Norwegii podczas wojny urodziło się 10 do 12 tys. takich dzieci - mówi.

Większość miała blond włosy i niebieskie oczy.

Norweski rząd tuż po wojnie chciał pozbyć się "wstydliwej" pamiątki po okupacji i deportować dzieci do Niemiec. Kraj był jednak zniszczony i pogrążony w chaosie. Chciano więc wysłać je do Australii lub Brazylii. Ale żaden z tych krajów nie zgodził się na ich przyjęcie.

- To była histeria - twierdzi Kare Olsen. - Strach przed "niemieckimi genami" tych dzieci. Bano się, że gdy one dorosną, staną się "piątą kolumną" w norweskim społeczeństwie.

- To był czysty rasizm - uważa Tor Brandacher, który jest dziś przedstawicielem powstałej w 1999 roku organizacji Krigsbarnforbundet Lebensborn (Stowarzyszenie Dzieci Wojny Lebensborn), zrzeszającej ok. 700 potomków żołnierzy niemieckiej armii okupacyjnej.

60 lat temu dzieci te miały urzeczywistnić marzenie Reichsfuehrera SS Heinricha Himmlera o czystej, nordyckiej rasie panów. Dziś przed norweskimi sądami walczą o odszkodowania za krzywdy, których doznały po wojnie.

Śmierć nie jest tragedią

Już w 1931 roku Himmler wydał szczegółowe zarządzenia dotyczące zawierania małżeństw przez członków SS. Musieli oni wypełniać kwestionariusz potwierdzający czystość rasową przyszłych małżonków (w wypadku narzeczonej aż do roku 1750), poddać się szczegółowym badaniom lekarskim, ale i tak w wypadku wyższej kadry ostateczną decyzję podejmował sam Reichsfuehrer. Wzorowa żona członka SS powinna była mieć nordycki wygląd, ale też władać obcymi językami, jeździć konno, pływać, prowadzić samochód, strzelać z pistoletu i gotować. Nie przeszkadzało to Himmlerowi marzyć o wprowadzeniu bigamii. "Małżeństwo w istniejącej formie to szatański wynalazek Kościoła katolickiego. Prawo małżeńskie jest w swojej istocie niemoralne (...). W bigamii każda z żon stanie się bodźcem dla innej - wszystkie będą starały się być wymarzoną kobietą dla swego małżonka". Wszystko po to, by w ciągu 120 lat odtworzyć czystą, pierwotną rasę germańską.

Realizacji tej niebezpiecznej utopii miała też służyć powołana do życia w 1936 roku organizacja SS Lebensborn (Źródło Życia). W Niemczech prowadziła sześć ośrodków dla matek i dzieci. Po co? "Każda wojna ciągnie za sobą rozlew najlepszej krwi - pisał Himmler w rozkazie z listopada 1939 roku. - Śmierć najlepszych synów narodu nie jest jeszcze tragedią - jest nią dopiero brak potomstwa. Dlatego wbrew dotychczasowym prawom i zwyczajom wszystkie niemieckie dziewczęta i kobiety powinny zostać matkami dzieci funkcjonariuszy SS. Opiekę nad pozamałżeńskimi dziećmi poległych na wojnie obejmą w imieniu Reichsfuehrera SS kuratorzy. Szef RuSHa [Rasse-und Siedlungs Hauptamt - Główny Urząd do Spraw Rasy i Osadnictwa - red.] zajmie się zapewnieniem dyskrecji w prowadzeniu akt tych dzieci. Esesmani muszą żywić przekonanie, że wykonując ten rozkaz, dokonują aktu wielkiej wagi. Złośliwości i wytykanie palcami nas nie dotyczą - naszym celem jest przyszłość".

Według Gordona Williamsona, autora książki "SS. Gwardia Adolfa Hitlera", kandydatów do ośrodków Lebensbornu rekrutowano bez względu na ich stan cywilny. Ważne było tylko, czy spełniają kryteria czystości rasowej, a ojciec - przynależności do SS. Żołnierzom Waffen SS walczącym z dala od domu udzielano nawet specjalnych urlopów.

Hasłem "Dem Fuehrer ein Kind schenken" (podarować wodzowi dziecko) zachęcano kobiety do rodzenia w domach Lebensbornu. Były to zwykle dziewczyny z organizacji Bund Deutscher Madel (żeński odpowiednik Hitlerjugend), a także członkinie oddziałów Arbeitsdienst (tzw. służba robotnicza). Hitler zalecił, by "każda Niemka, która do 30. roku życia nie będzie miała dziecka, udała się do Lebensbornu, gdzie wybierze jednego z trzech esesmanów na ojca swego potomka". Do końca wojny w domach Lebensbornu w Niemczech urodziło się i wychowało ok. 11 tys. dzieci.

Dobra krew wikingów

Niemcy zajęli Norwegię w 1940 roku. Dwa lata później rządy w kraju objął marionetkowy gabinet Vidkuna Quislinga, byłego ministra obrony i kawalera Orderu Komandorii Imperium Brytyjskiego. Do 1945 roku w czteromilionowej Norwegii stacjonowało prawie pół miliona niemieckich żołnierzy.

Decyzję o utworzeniu w Norwegii oddziału Lebensbornu podjął Himmler już w 1940 roku. Może wpływ na to miała jego fascynacja prawdziwie germańskim światem wikingów. Jednak zdaniem Kare Olsena Lebensborn w Norwegii nie był projektem hodowli superaryjczyków. Osiem założonych na terenie Norwegii ośrodków tej organizacji miało zadbać przede wszystkim o powstały już cenny materiał genetyczny: pomagać kobietom, które zaszły w ciążę z niemieckimi żołnierzami.

W 1942 roku władze okupacyjne ogłosiły, że biorą pełną odpowiedzialność za matki i ich potomstwo z mieszanych związków. Niemieccy żołnierze nie musieli się więc martwić o los swoich dzieci. Norweskie matki otrzymały prawo do bezpłatnej opieki, pomagano im znaleźć pracę. Dziecko aż do ukończenia drugiego roku życia pozostawało w ośrodkach Lebensbornu. Potem matka musiała zdecydować o jego losie - albo zapewnić mu utrzymanie, albo (tak działo się w większości przypadków) pozwolić na zorganizowanie adopcji w Niemczech lub w Norwegii. Do Niemiec wywieziono w ten sposób ok. 300 dzieci.

Kilka lat temu w mediach głośno było o wykorzystaniu tych dzieci przez Stasi. Według niemieckiego magazynu "Der Spiegel" po wojnie ulokowano je w NRD-owskich rodzinach. Ich prawdziwą tożsamość przejęli szpiedzy, których potem wysyłano do Norwegii. Jednego udało się zdemaskować. Afera znów rzuciła podejrzenia na "dzieci wojny".

"Nauka" usprawiedliwia

Podczas wojny większość Norwegów opowiedziała się po stronie ruchu oporu. Jednak część poparła okupanta. Zaraz po wojnie zaczęły się rozliczenia z kolaborantami. Trwały do końca lat 40. Spośród 130 tys. oskarżonych o zdradę kraju blisko 100 tys. postawiono przed sądem, 30 osób (w tym Vidkuna Quislinga) skazano na śmierć, ponad 20 tys. wymierzono karę więzienia, a 28 tys. - wysokiej grzywny.

Dzieci z Lebensbornu i ich matki stały się jednym z pierwszych obiektów rozliczeń. Kobiety były zwalniane z pracy, internowane, umieszczane w obozach, publicznie golono im głowy. Według danych rządowych w dwóch trzecich norweskich miejscowości zanotowano akty wrogości wobec kobiet, które miały kontakty z Niemcami. Nie oszczędzano również dzieci.

Paul Hansen ma dziś 60 lat. Jego ojcem był pilot Luftwaffe. Kiedy miał rok, matka zostawiła go w Lebensbornie w Godthaab, niedaleko Oslo. W 1946 roku został zabrany do zakładu dla opóźnionych umysłowo. Nie stawiano tam żadnych diagnoz, nie stosowano kuracji. Paul, jak wspomina po latach, został zamknięty z dziećmi, które nie były w stanie same jeść i załatwiać potrzeb fizjologicznych. Gdy opuścił zakład, miał 22 lata. Za późno na rozpoczynanie nauki. Skończył tylko dwie klasy szkoły podstawowej. Nigdy też nie poznał swojej rodziny.

Ludzie popierający takie metody wymyślili doskonałe samousprawiedliwienie: Norweżki, które zadawały się z Niemcami, musiały być opóźnione w rozwoju. A więc ich dzieci również.

- To nie były tylko przesądy - uważa Kare Olsen. Ordynator szpitala w Gaustad koło Oslo rnulf degard przeprowadził badania nad kobietami, które w czasie wojny związały się z Niemcami. Wśród nich, jak twierdził, wiele było "mało rozgarniętych, część psychopatycznie aspołecznych - a część nawet po prostu psychicznie chorych". Na tej podstawie doszedł do wniosku, że mniej więcej połowa matek dzieci wojny była upośledzona. Zakładał, że z ojcami też coś było nie tak, skoro "zadawali się z tak mało rozgarniętymi dziewczętami". Jeśli również ojcowie byli upośledzeni, to 85-90 proc. dzieci pochodzących z mieszanych związków powinno być obciążonych wadami rodziców - twierdził.

Oddajcie nam godność

Tove Laila Strand urodziła się w 1941 roku, niedługo po założeniu pierwszych domów Lebensbornu w Norwegii. W ośrodku Lebensbornu mieszkała przez dwa lata. Kiedy jej ojciec zginął na froncie wschodnim, Tove wysłano do Niemiec, do dziadków. Jednak w 1948 roku Czerwony Krzyż odesłał ją do Norwegii. Kraj przyjął z powrotem dziecko pod presją aliantów, którzy nalegali, by Oslo wzięło odpowiedzialność za dzieci z Lebensbornu wysłane podczas wojny do Niemiec. Okazało się, że jej matka wyszła ponownie za mąż i nie chciała mieć żadnego kontaktu z córką. Musiała ją jednak przyjąć. 62-letnia dziś Tove Laila Strand twierdzi, że przez osiem lat, zanim uciekła z domu, była bita przez rodziców i molestowana przez ojczyma.

Teraz norweskie "dzieci Hitlera" oskarżają Norwegię o pogwałcenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Twierdzą, że na wszystkie nadużycia i prześladowania państwo wyrażało cichą zgodę. Domagają się nie tylko rehabilitacji, ale także odszkodowań.

Pieniądze na odszkodowania można było uzyskać już wcześniej. 7 sierpnia 1959 roku Norwegia podpisała z Niemcami umowę o rekompensatach dla obywateli norweskich, którzy ucierpieli podczas wojny. RFN wypłaciło ówczesną równowartość 102 mln koron z przeznaczeniem na odszkodowania. Norwegia mogła decydować o wykorzystaniu tej sumy. Do ostrej konkurencji o odszkodowania stanęło kilka grup poszkodowanych, m.in. jeńcy wojenni i członkowie ruchu oporu. Ale wypłacenie pieniędzy "dzieciom niemieckim" było w ówczesnej Norwegii nie do pomyślenia.

Kilka lat temu premier Norwegii przeprosił "dzieci wojny", ale dla wielu z nich to za mało. - Już prawie 130 osób skierowało do sądu sprawę przeciwko państwu norweskiemu. Ci, którzy ucierpieli najbardziej, będą domagać się do 2 mln koron odszkodowania (ok. 1 mln zł) - mówi adwokat pokrzywdzonych Randi Hagen Spydevold.

Dwa lata temu pierwsza sprawa, którą zgłosiło siedmioro "dzieci wojny", zakończyła się odrzuceniem pozwów. Sprawę uznano za przedawnioną. Poza tym rzecznik ministra spraw społecznych i zdrowia Merenthe Rein odpowiedziała, że Konwencja Praw Człowieka, na którą powołują się poszkodowani, nie dotyczy nadużyć związanych z Lebensbornem, bo została uchwalona w 1953 roku, a więc już po zlikwidowaniu organizacji.

- To oczywiste, że "dzieci wojny" cierpiały, i jest też w tym trochę winy administracji państwowej. Ale nie można stwierdzić, że była to oficjalna polityka rządu. Na razie musimy jak najdokładniej zbadać, co właściwie się wówczas wydarzyło - stwierdziła rzecznik Rein. Ministerstwo spraw społecznych dało nawet ok. 700 tys. dolarów na trzyletnie badania. Ich efekty mają być znane w połowie przyszłego roku.

Nie czekając na zakończenie badań, 16 grudnia parlament przeprosił dzieci wojny za niesprawiedliwość i ból, jakie stały się ich udziałem, i postanowił, że zadośćuczynienie będzie miało formę indywidualnych odszkodowań. Zobowiązał też rząd, by sprawa została załatwiona do końca 2003 roku.

W zeszłym miesiącu Siss Oustad, przewodnicząca Krigsbarnforbundet Lebensborn, powiedziała "Gazecie": - Minister sprawiedliwości Odd Einar D rum zadeklarował, że zajmie się odszkodowaniami, ale od tamtego czasu nie usłyszeliśmy nic nowego. To odwlekanie naszej sprawy. Możliwe, że rząd uznaje ją za zbyt trudną.

Dziś już nie mogę go pokochać

Anni-Frid Lyngstad z zespołu ABBA odszukała swojego ojca 30 lat po wojnie. Piosenkarka na łamach brytyjskiego "Observera" opowiadała o spotkaniu z ojcem: "To bardzo trudne... byłoby zupełnie inaczej, gdybym była teraz nastolatką lub dzieckiem. Dziś nie mogę go już pokochać w sposób, w jaki mogłabym to zrobić, gdyby był przy mnie, kiedy dorastałam".

Tor Brandacher: - Ona osiągnęła zdumiewające rzeczy w Szwecji. Nigdy nie udałoby się jej tego zrobić, gdyby została w Norwegii. Tu zostałaby uznana za wariatkę.
ewelina83
Posts: 2
Joined: 23 Jan 2008, 16:14
Location: Połczyn Zdrój

Lebensborn Bad Polzin

Post by ewelina83 »

Witam!
Jestem w trakcie pisania pracy licencjackiej, na temat "Placówka Lebnsborn Polzin" odam, że ta placówka znajdowała się w Połczynie Zdroju- chciałabym się dowiedzieć więcej o tym zagadnieniu.
Proszę o jakiekolwiek dane, treści!!!
Pozdrawiam :)
:)
Stach
Posts: 3717
Joined: 28 Jan 2007, 23:31

Post by Stach »

Zwróć się proszę (na priwa) do kolegi o nicku jleszcze, to bardzo dobry znawca tej problematyki.

Pisał m. in. w wątku:

Złocieniec- nowa książka
User avatar
człowiek widmo
Posts: 738
Joined: 04 May 2005, 22:00

Post by człowiek widmo »

ewelina83
Posts: 2
Joined: 23 Jan 2008, 16:14
Location: Połczyn Zdrój

Post by ewelina83 »

"ziom" napisał, że coś ma ale niema czasu na tłumaczenie, ale moe sobie jakoś poradze - nie jestem dobra w czatch/forum jak mam się skontaktować z "jleszcze",
:)
Stach
Posts: 3717
Joined: 28 Jan 2007, 23:31

Post by Stach »

poszukaj, za pół godziny będzie dobra :-)
Stach
Posts: 3717
Joined: 28 Jan 2007, 23:31

Post by Stach »

--> "będziesz" (ja też nie mam czasu, stąd błędy)
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Re: LEBENSBORN

Post by bronx »

ciekawy dokument, polecam

User avatar
RUBIN
Posts: 21
Joined: 13 Mar 2009, 13:36
Location: Szczecinek

Re: LEBENSBORN

Post by RUBIN »

Lebensborn w Połczynie-Zdroju funkcjonował od kwietnia 1938 do lutego 1945 w położonym 2 km od centrum miasta obecnym sanatorium Borkowo, w którym dokonywano germanizacji dzieci pochodzących głównie z polskich rodzin. Kierowane były do niego dzieci z „zakładów przejściowych” (między innymi z Kalisza i Bruszkowa), które wcześniej zakwalifikowano do zniemczenia w wyniku badań rasowych, zdrowotnych i psychologicznych. Personel placówki sprowadzony został z Bawarii. Zakład posiadał trzy oddziały: kobiet ciężarnych, położniczy i małego dziecka. Dzieciom zmieniano dane osobowe, na miejscu wydawano nowy akt urodzenia, nadając im nową tożsamość. Całkowicie zakazywano mówić w języku polskim, a także kontaktować się z rodziną. W zakładzie obowiązywał system kar. W miarę postępu germanizacji dane dziecko, gdy pozytywnie oceniono wywożono do specjalnych ośrodków w głąb Niemiec, skąd były od razu lub później oddawane rodzinom niemieckim. Germanizacji poddane były kilkuletnie dzieci. Metody działania zakładu z Połczyna wykorzystywano także wobec dzieci ukraińskich.
bastian
Posts: 202
Joined: 18 Jul 2012, 09:07

Re: LEBENSBORN

Post by bastian »

Vielleicht etwas sachlicher (Leider nur in deutsch):

Neue Züricher Zeitung: http://www.nzz.ch/feuilleton/das-ss-bor ... 1.18322680" onclick="window.open(this.href);return false;

Zitat:
In summa: Die Lebensborn-Heime standen auch Frauen offen, die keinen Bezug zur SS hatten, sondern bloss die offenkundigen Vorzüge der Unterkunft nutzen wollten. Allerdings mussten sie Aufnahmekriterien erfüllen: Ihre werdenden Kinder mussten deutschen oder «artverwandten» Blutes sein, und bis einschliesslich der Grosseltern durften sich keine Erbkrankheiten nachweisen lassen. Zucht also fand nicht statt im Lebensborn. Rassische Auslese im Vorfeld aber sehr wohl.

Profil, Östereich: http://www.profil.at/oesterreich/histor ... aft-206700" onclick="window.open(this.href);return false;

Zitat:
Falscher Mythos. Der Begriff „Lebensborn“ wurde und wird oft fälschlicherweise als Synonym für arische Zuchtfabriken verwendet, in denen SS-Männer deutsche Frauen schwängern sollten. In Wahrheit diente die Aktion als bevölkerungspolitische Maßnahme gegen illegale Abtreibungen. In den „Lebensborn“-Heimen, die direkt SS-Führer Heinrich Himmler unterstellt waren, konnten deutsche Frauen heimlich Kinder aus unehelichen Beziehungen zur Welt bringen. Die Geburten erfolgten ohne Meldung an die Heimatbehörde; der Betreiberverein übernahm die Vormundschaft für die Neugeborenen und vermittelte sie in der Folge an reinrassige Deutsche zur Adoption.
Post Reply