Gross Born

Tematy o okolicach Szczecinka oraz innych pomorskich miastach.
bar

Gross Born

Post by bar »

Niewiele osób wie, że na południowych krańcach poligonu borneńskiego znajdowały się obozy jenieckie. Najnowsze badania archeologiczne odsłaniają ponurą i tragiczą ich historię. O ile w obozie oficerskim (Oflagu IID Gross Born) była "Ameryka" o tyle w stalagu IIH Rederitz rozgrywały się dantejskie sceny. Trochę zgłębiam historię tego tragicznego miejsca, może jest ktoś, kogo też ten temat interesuje?
Wiem, że zajmuje się tym tematem (ale tylko obozem oficerskim) p. Skowronek z Bornego Sulinowa, natomiast nue znakm nikogo, kogo interesuje historia stalagu. Temat jest bardzo ciekawy i jego bliższe zgłębienie może odsłonić kolejną ponurą tajemnicę.
Waldek

Post by Waldek »

Najnowsze wiadomości uzyskane przed chwilą dlatego zastrzegam nie sprawdzone. Odkryto koło trzystu grobów Jugosłowian.
User avatar
szperacz88
Posts: 102
Joined: 01 Mar 2005, 08:32
Location: Szczecin

Post by szperacz88 »

Moge ci dać maila do gościa co zbiera wszystkie info o obozach,oflagach,stalacha, nie ważnie czy niemieckich czy radzieckich, ma dużo info to jego hobby.
GG: 6137084
----------------------
szperacz jak zawsze
User avatar
mateusz2005
Posts: 7
Joined: 18 Jul 2005, 16:10
Location: Pomorskie

Post by mateusz2005 »

witajcie jestem tu nowy ale tematem ofalgu II d się interesuje od jakiegos czasu,szukałęm informacji w necie ale raczej nic ciekawego niema,kopał ktoś z was na tym obozie?
Pozdrawiam
Waldek

Post by Waldek »

Tam znajduje się najczęściej militaria, odznaki różnych narodowości, oraz rzeczy osobiste, monety.
Guest

Post by Guest »

mam do was małe pytanko czy możecie mi zdradzić lokalizacje kilku miejsc w bornym tak żebym tam trafil i żebym mugł pokopać interesuje mnie ten oflag 2d i 2h a tagże śmietniki nawet te bardzo przeszukane będe wdzięczny za każdy namiar a mogą być wszystkie miejsca poza wymienionymi które można przeszukaci z wykrywaczem a mogą być też miejsca w okolicach bornego z góry dzięki możecie pisać na forum lub najlepiej domnie na imeil marecki1340@wp.pl pozdro marecki mam nadzieje że chodzi troszke mi pomożecie
bar

Post by bar »

Oflag IID znajdował sie w pobliżu "Miasta na sprzedaz' czyli Kłomina. Przy drtodze z Nadarzyc do Kłomina znjaduja sie trzy pomniki. Stoją na dawnbej rampie kolejowej, na której wyładowywano transporty jeńców. Droga z rampy prowadzi do obozu Oflag IID. Stalag IIH znajdował sie w dolinie nieco dalej. Wyznacznikami w terenie są: na terenie oflagu krzyż stojący na miejscu, gdzie znajdowała sie kaplica obozowa, natomiast w stalagu IIH - brzozowy krzyż i zbiorowe mogiły. W okolicah tych wyznaczników są ślady fundamentów, resztki budowli, okopy, zasieki itp. Wszystko porośnięte kilkudziesięciletnim lasaem.
marecki

Post by marecki »

dziękuje ci bar napewno skorzystam z twoich namiarów,może jeszcze ktoś zechce się podzielić jakimś miejscem pozdro
Waldek

Post by Waldek »

Nie licz na to że ktoś na forum pokaże ci coś takiego, z takich miejsc czerpie się jakieś korzyści materialne czy moralne.
Marek W. Piłat

Gross-Born, Westfalenhof - Hitlerowskie obozy jenieckie

Post by Marek W. Piłat »

Pozdrawiam !

Na temat obozów jenieckich. W okolicach Szczecinka pogrzebano w dziś nieznanych miejscach (po części) około 50 000 ofiar, najczęściej zagłodzonych jeńców wojennych z różnych państw.

Wydaje mi się bezsensem to, co uczynili Niemcy przewożąc jeńców na odległość nieraz ponad 1 000 km, do rejonów zasobnych w żywność (rolniczych, jak ówczesny Kreis Neustettin !) po to by zagłodzić tych ludzi !
Przekonany jestem, iż do tego zmierzała polityka III Rzeszy !

Przedstawiam niżej kilka odsyłaczy do nieznanych (poza niektórymi urzędami i instytucjami państwowymi) dokumentów z lat 1947-1948 ze szczecineckiego Archiwum Państwowego oraz materiałów uzupełniających w porządku chronologicznym - uzupełnienia na końcu. Dokumenty opublikujemy z odpowiednimi komentarzami w naszej internetowej PLUS-MINUS.
Ciekawostką wynikającą z pierwszego jest informacja, że poligon Gross-Born był POLSKIM poligonem wojskowym !

http://www.plus-minus.imax.com.pl/POW-C ... okABC.html

http://www.plus-minus.imax.com.pl/POW-C ... _dok1.html

http://www.plus-minus.imax.com.pl/POW-C ... _dok2.html

Uzupełnienia :
-----------------
1).Mapa obozów jenieckich III Rzeszy z numerami (arabskie - stalagi (szeregowcy, podoficerowie; rzymskie - oflagi - dla oficerów) - niestety tylko w języku rosyjskim, czytelna
http://www.soldat.ru/search/nem_plen/map.html

2).Niemiecka mapa rejonu Gross-Born (Linde), Westfalenhof z końca lat 20-tych XX wieku
http://www.plus-minus.imax.com.pl/POW-C ... in_fr.html

3). Fotografia satelitarna z ok. 1993 r terenów poligonowych Bornego Sulinowa
http://www.plus-minus.imax.com.pl/POW-C ... foto1.html

4). Tajna do 1993 r. mapa terenów poligonowych unacześniana w 1978 roku - opublikowana w 2003 roku.
http://www.plus-minus.imax.com.pl/Histo ... r-Syp.html

Życzę spokojnej lektury !
Marek W. Piłat
Marek_W_Pilat

Re: Gross Born - Historia obozu i podobozów Stalagu 302, 323

Post by Marek_W_Pilat »

bar wrote:Niewiele osób wie, że na południowych krańcach poligonu borneńskiego znajdowały się obozy jenieckie. Najnowsze badania archeologiczne odsłaniają ponurą i tragiczą ich historię. O ile w obozie oficerskim (Oflagu IID Gross Born) była "Ameryka" o tyle w stalagu IIH Rederitz rozgrywały się dantejskie sceny.
Mój kolega z Rosji, Wiktor Czernowałow wykonał wielką prace wertując rozliczne dokumenty w rosyjskich archiwach (niemieckie dokumenty z terenu zdobytego przez Armię Czerwoną dot. obozów jenieckich w większości trafiły do ZSRR) usiłując ustalić fakty i nazwiska zmarłych i zamęczonych tam jeńców wojennych.
Opracowanie w języku rosyjskim
http://artofwar.ru/c/chernowalow_w_w/st302iih.shtml

Opracowanie będzie przetłumaczone na język polski.

Powiększy się też dotychczasowa lista zmarłych w obozie.

Z poważaniem,
Marek W. Piłat
Waldek

Post by Waldek »

Stach
Posts: 3717
Joined: 28 Jan 2007, 23:31

Post by Stach »

Nie wiem, czy ktoś podawał juz ten link, ale na wszelki wypadek wklejam go.

http://www.polityka.pl/archive/do/regis ... id=3356971
Marcin Kołodziejczyk wrote:Polityka - nr 45 (2628) z dnia 10-11-2007; s. 124
Na własne oczy
Widmo zony
15 lat temu z Gródka na Pomorzu Zachodnim odjechał ostatni oddział Armii Czerwonej. Miasto opieczętowano – czekało na polskich mieszkańców, ale ci nigdy nie przyszli. Gródek umarł, jednak nocą szepce ludzkim głosem, błyska światłami latarń, potępieńczo stuka młotkiem.
Marcin Kołodziejczyk

Sierżant Andriej Nieznany – nikt nie pamięta jego nazwiska – marzył o córce szefa kuchni. Korzystał z tego, że pod koniec lat 80. pierestrojka zdezorientowała radziecką kadrę. Rzadziej wzywano na szkolenia, ponieważ oficer polityczny nie był pewien, w jakim duchu szkolić. Znane były przypadki domokrąstwa żołnierzy, oferujących broń służbową polskim cywilom. Za jednostkę handlową dla nabojów przyjmowano wiadro nabojów.

Przez ściany pustego mieszkania po Andrieju w byłej zamkniętej zonie Gorodok wciąż płynie namalowany żaglowiec o imieniu Wiera. Znad drzwi spogląda sama Wiera, malowana ze zdjęcia w legitymacji. Ładna, choć mimikę ma zaburzoną przez użycie farby olejnej. Wiera, córka szefa kuchni, mieszkała okno w okno. Musiała widzieć hołdy składane jej na ścianach przez Nieznanego.

15 lat temu opustoszałe miasto zdobywała najpierw kawalerka z okolic. Wyczynem sobotniej nocy było trafić butelką w okna najwyższych pięter bloków. Gdy zabrakło szyb, obniżano wymogi konkurencji. Aż do parteru, do pokoju po Wierze. Potem do Gródka wdarł się las – w pokoju szefa kuchni plenią się krzaki, u jego córki paprotki na suficie. Drzewa wyrastają z ulic i chodników. Wreszcie którejś nocy spomiędzy drzew wyszli ludzie. Zaatakowali pewnie i złupili miasto do cna. Do ostatniego kabelka w ścianie.

Pepesza

Najdziksi byli czerwonoarmiści frontowi, pierwsza powojenna obsada garnizonu. Wojennym prawem przywykli brać, co tylko chcą. Nachodzili sąsiednie Nadarzyce – wioskę polskich repatriantów zza Buga. Albo Sypniewo – pobliskie miasteczko. Komisje wojskowe przydzielały tu ludziom domy po Niemcach, jeszcze zanim front dotarł do Berlina. To się nazywało: wypełnianie terenu substancją polską.

Zwycięzcy wojny przychodzili pijani. Czasem egzotyczni obywatele dalekich republik: skośnoocy, sztywnowłosi, ciemnoskórzy. Jeden zobaczył w nocy przez okno, jak żona sołtysa Hałuszki karmi dziecko piersią. Zabębnił kolbą pepeszy. Mówi: Dawaj kobietę albo wrzucę granat. Cały parował samogonem w zimowym powietrzu. Hałuszko też chodził wtedy w ruskim mundurze z demobilu. Stanęli naprzeciw siebie. To były czasy westernowe na Ziemiach Odzyskanych. Egzotyczny zdziwił się, opuścił pepeszę, potoczył w kierunku zony. Następnego dnia od rana w zonie dudniły czołgowe silniki. Ćwicząc na wypadek kolejnej wojny, w ciągu półwiecznego pobytu w Gródku radzieckie czołgi wciąż forsowały przepływającą przez Nadarzyce rzekę Piławę. Z włazów wyglądały opatulone hełmofonami dziecięce twarze żołnierzy.

Kamienna, malowana pepesza wielkości człowieka ma przypominać o tych ludziach. Stoi na cmentarzu w Bornem Sulinowie, głównym miasteczku byłej zony, lufą skierowana jest w niebo. U jej kolby leżą nieznani żołnierze – polegli w wojnie. Dalej leżą ci powojenni, wysłani na służbę do Polski, którzy zmarli naturalnie. Oraz ich żony i dzieci – już całkiem tutejsze, od urodzenia do śmierci. Na grobach mają zabawki: plastikowe autka i misie od Dziadka Mroza.

Borne Sulinowo – Gross Born i Gródek – Gross Born Westfalenhoff były niemieckimi koszarami. Oba miasta zbudowano od podstaw na ziemiach wykupionych pod poligon przez rząd niemiecki. Były gotowe tuż przed wybuchem wojny. W sierpniu 1938 r. Gross Born otwierał osobiście Adolf Hitler. Otworzył też miejscową szkołę artylerii Wehrmachtu. Obu zbudowanym na pruskim odludziu miastom przypisano tajną misję. W ostatnich dniach sierpnia 1939 r. przyjechał tu generał Heinz Guderian. Jego Korpus Pomorze umacniał Wał Pomorski, tak naprawdę finalizował przygotowania do ataku na Polskę. O świcie 1 września żołnierze Guderiana złamali szlaban graniczny – zaczęła się wojna. Kilka dni później w lesie koło Gross Born Westfalenhoff hitlerowcy założyli obóz jeniecki. Trafiali tu m.in. francuscy oficerowie i powstańcy warszawscy. W styczniu 1945 r. popędzono ich na zachód – szli ponad 700 km.

Willa Guderiana wciąż stoi nad brzegiem jeziora Pile w Bornem. Tuż obok willi zbudowanej specjalnie dla Ewy Braun. Bo tereny tu są romantycznie piękne.

W lutym 1945 r. oba miasta stały się koszarami radzieckimi. Nowi właściciele zburzyli 90 proc. niemieckich budynków. Odzyskane cegły pojechały jako dar narodów ZSRR na budowę warszawskiego Pałacu Kultury. Żadne z miast oficjalnie nie istniało – nie było ich na cywilnych mapach. Dobrze ukryte życie toczyło się w nich ze wszystkim, co do życia potrzebne: szkołą, sklepami, szpitalem, stołówką, kinem, garażami czołgów i placem apelowym. Teraz Gródek-Gorodok nazywa się Kłomino.

Park

Miasto ożywa nocami, ale to życie ryzykowne. Mężczyźni siedzą na więźbie dawnej szkoły i zrywają dachówki: przechodzą one z rąk do rąk, latarek się nie pali. Potem trzaskają drzwi samochodu, warkot silnika, odjazd. O świcie na szkielecie dachu szkoły wiszą robocze ubrania tych z nocy. Zabrali dach znad pracowni rosyjskiego. Do środka wpadają liście, deszcz pada na ścianę z Puszkinem. Akurat Puszkin odchodzi zamyślony w głąb parku, wiatr rozwiewa luźne kartki ze strofami o jesieni: „Krzykliwych gęsi klucz ciągnął się ku południu”. Podobno – sami Rosjanie mówili – był to poeta jesienny, oczarowany kolorami, najpłodniejszy w listopadzie. W kącie sali złodzieje dachów zrobili kupę.

Kiedy Związek Radziecki się zawalał, przyjechał do Gródka lekarz z centralnej Polski. W kieszeni marynarki miał kartkę z zapotrzebowaniem: broń krótka, długa, rusznica, amunicja w wiadrze. Czołg też by kupił – mówi Stefan, który z synami rozbiera starą kantynę w Gródku; interes jest legalny – będzie kaplica cmentarna w Sypniewie. No więc poszli w ruch chłopcy, którzy dobrze żyli z Ruskimi; za dwa dni lekarz zatrzasnął klapę bagażnika i odjechał z arsenałem.

Z tej strony było biuro przepustek i sklep – Stefan przywołuje wspomnienia na skrzyżowaniu ulic w bezludnym mieście; gdy kogoś lubili, wpuszczali do sklepu – mógł kupować. Z Ruskim każdy chciał się zapoznać. Mieć zapoznanego – znaczyło puszki z tuszonką wieprzową i ropę do traktora. W kinie wisiał kandelabr, taki od ściany do ściany. Ciekawe, kto go wziął? Były czerwone plusze. W kantynie na ścianach gipsowe kobiety pochylały się jedne nad dziećmi, inne nad karabinami. Ruscy mieli szmergla na punkcie malunków. Kantyna leży w równych kopcach cegieł, gotowa do transportu na cmentarz. Nad głowami robotników – na frontonie kina – czerwonoarmiści chylą sztandar przed ojczyzną. Następne pod młot pójdzie kino.

A tam – pokazuje Stefan – tam był park. Zwyczajny park – maszynowy. W parku ziemia zabetonowana i wytrawiona ropą – nic na niej nie urośnie. Każdy przyszedł i wziął, co chciał – jakby się ludzie z okolicy mścili za dzikość tych pierwszych, frontowych żołnierzy. Klucze czołgowe. Spadochrony. Oliwiarki. Zbiornik z paliwem. Cokolwiek. Wsporniki żelbetowe z czołgowych garaży. Kłębili się nocami w pustym mieście, potem jechali przez Nadarzyce. Ludzie pamiętają te ciężarówki wyładowane tak, że chlapaczami szorowały po ziemi.

Dziś od rana na proradzieckim poligonie strzelają nasi. Po niebie latają nasze amerykańskie F-16. Ale okoliczni się zapominają i mówią: ruskie Migi.

Znajomi

Żona Gryńczyka aż całuje własną pięść, by uzmysłowić, jak się żyło przy Armii Czerwonej. Tak się żyło – mówi i całuje – wszyscy tak żyli. Stasiek Gryńczyk, mechanik z Nadarzyc, jako dzieciak jeździł do zony z tatą, wozili mleko dla oficerów. Na rynku litr szedł za 15 groszy, a Gorodok płacił 25. Potem zapoznali politorga – oficera politycznego garnizonu. Po znajomości Stasiek dostał przepustkę. Kredki świecowe, buty, zeszyty dla dzieciaków – wylicza – kupowało się w zonie po służbowych cenach. Na dzisiejsze licząc, buty kosztowały 5 zł. Ten politorg okazał się bardzo przyzwoity.

Pomocni byli – mieli widać rozkaz zżywać się z ludnością. Za każdym razem, gdy szykowali się do czołgowej przeprawy przez Piławę, komendant garnizonu osobiście zawiadamiał o tym sołtysa Hołyszkę. Nie gadał wiele, tylko zabraniał wychodzić z domu. Jeden tylko chłop się zbuntował – poszedł z krową na łąkę i, niestety, zabiła go kula. W 1979 r. do Polski przyjechał papież, a do sołtysa znowuż czerwonoarmiści z Gródka. Odcięli telefony w całej okolicy. Rozwinęli swój kabel. U Hołyszki w stodole mieli radiostację i sztab. Tak tajnie, jak wtedy, jeszcze nie było – nic nie gadali. Papież odleciał, oni zwinęli nasłuch. W Gródku mieli szpital. Opatrzyli Hołyszkę, kiedy mu belka spadła na głowę. Dowódca batalionu czołgów zapraszał na samogonik do parku maszynowego.

Młody Stomski, fryzjer z Sypniewa, trafił do Gródka z całą swoją jednostką – z wizytą u bratniej armii. W kinie obchodzono rocznicę rewolucji październikowej. Miasto i ludzie spodobali się Stomskiemu – zawarł męskie przyjaźnie. Weźmy szefa kuchni – bardzo wesoły i towarzyski. Wpadał na wódkę do Sypniewa. Kiedyś go podbierali: ty nic załatwić nie potrafisz, co z ciebie za żołnierz? Zapłonęła w nim namiętność: Ja nic nie załatwię? Załadował towarzystwo do służbowej ciężarówki, zawiózł do Gródka, wprowadził do kuchennego magazynu. Bierzcie, co chcecie! – wołał. Udawali, że nic nie chcą. Aż się zachłysnął z oburzenia, nawet już manewrował ręką przy pasie. Bierzcie, job waszu mać! Dla świętego spokoju Stomski wziął worek makaronu produkcji krajowej. Ale to nie był koniec. Kierowca z makaronem na pace został cofnięty z bramy przez wartownika. Pijany szef kuchni pchnął go znowu w misję. Biedak kursował tak kilka razy, aż porzucił samochód i uciekł. Gdy pierestrojka osłabiła czujność politorga, Andriej Nieznany oferował do sprzedaży kilogram rtęci. Siedział w domu i malował statek o imieniu Wiera. Rtęci nikt nie chciał. Andriej chyba z tą rtęcią mieszkał w pokoju, bo stawał się coraz dziwniejszy. Na zmianę promiennie radosny i porażająco ponury. Ale malował ładnie.

W 1992 r. gruchnęła we wsi wieść, że Ruscy z Gorodka wracają do siebie. Polska będzie wreszcie wolna – Nadarzyce także. Ludzie się przestraszyli. Stach Gryńczyk pojechał do zony się pożegnać. Niektórzy tam płakali, inni pocieszali: Nie martw się, Sania, niedługo wrócimy jako wasi doradcy wojskowi. Albo też straszyli: Będziecie jeszcze w naszych śmieciach szperać.

To właśnie się dzieje – mówi Gryńczyk, mając na myśli rozszabrowane miasto.

Pojarowscy

Urzędnicy z magistratu w Bornem Sulinowie boją się Gródka. Nie orientują się, nie wiedzą, nie jeżdżą tam, uciekają przed pytającymi o Gródek. Bo urzędowo Borne odpowiada za Gródek i za to, co się z nim stało.

Pojarowski – to oficjalne słowo urzędowe – znaczy: po-jednostkach-radzieckich. Znaczy: kłopot. Borne i Gródek są właśnie pojarowskie, startowały w tej samej dyscyplinie miast odzyskanych. W Bornem mieszka dziś prawie 4,5 tys. ludzi – wielu tu przyjechało górników z kopalnianymi odprawami w kieszeniach. Tanio kupili mieszkania.

Mieszkania w Gródku też były w gminnej ofercie. Zbudowano tam nawet nową stację pomp i oczyszczalnię ścieków. Ludzie wpłacali pieniądze na poradzieckie lokale. W 1998 r. Stomski kupił cały koszarowiec z myślą o spadku dla dzieci. Ten, w którym mieszkał Andriej. Wydał wszystkie pieniądze zarobione na gastarbajterce w Niemczech – 60 tys. zł, kilka lat spania w aucie na niemieckich parkingach. Jeden blok – 4 klatki schodowe – przypadł w udziale repatriantce jako zwrot mienia zabużańskiego. Ale do Gródka weszła kawalerka, potem las i złodzieje. W przewodnikach piszą: miasto widmo.

Gródek kosztował posadę Krzysztofa Zająca, inspektora do spraw pojarowskich. Sprawa była nadęta politycznie – mówi Zając. Ale został w temacie pojarowskim, teraz za rosyjskie pieniądze odnawia cmentarz, ten z pepeszą. Do urzędu przyszedł inny Krzysztof Zając, który mówi: nie idzie sobie ze złodziejstwem poradzić. Jeśli dzwoni anonimowy telefon z informacją, że szabrują – policja nigdy do Gródka nie zdąży. Na rogatkach stoją dzieci z komórkami. Dają cynk szabrującym rodzicom.

Na stronach internetowych gminy Kłomino to „miasto na sprzedaż”. Miał powstać ośrodek dla repatriantów z Azji. Albo więzienie. Przyjeżdżają wizjonerzy – założyć stolicę paintballu albo motocrossu. Punkt rozbrajania niewypałów.

Gródek spada z burmistrza na burmistrza, niektórych brzydko obryzguje. W Bornem powstała komisja do bezludnego miasta; wróciła zszokowana. Gródek jest niesprzedawalny. Chyba że w stanie „zero”. Jak znikną wszystkie budynki.

Pranie

Pionierski obrazek z pojarowskiego Gródka: w 1994 r. Zofia Substych przemierza puste ulice z radiostacją na ramieniu. Radiostacja ma guzik alarmowy. Naciskasz i przyjeżdża policja albo ochrona. Substychowa jest w mieście sama. Uprawia koper, marchew i kapustę za placem apelowym. Sprawdza obecność plomb na drzwiach bloków. Działa ofiarnie, dopóki jej płacą.

Kilka lat później Substychowa dalej chodzi, ale mija na ulicach ludzi interwencyjnych. Bitych w domu, niewydolnych i tak dalej – gmina ich wszystkich kieruje na osiedlenie do Gródka. Interwencyjni piją przez pierwszą część miesiąca. Są spokojni. Dziczeją wraz z końcem zasiłku. Wyważają drzwi, włażą przez okno. Wynoszą klozet albo wannę poradziecką. Sprzedadzą. Popiją. Spodobało im się to miasto.

Niedawno facet z wykrywaczem metali kupił od Substychowej ostatnią radziecką czapkę za 100 zł. Zafundował jej kwartalny czynsz. Teraz Zofia Substych siedzi wśród opadłych liści na fotelu od traktora przed swoim koszarowcem. W 2007 r. znowu jest w Gródku jedyna. Między drzewami powiewa jej pranie. Szczekają jej psy. Natomiast w oddali stukają młotki. Jakiś gość niesie blachę. Ten za nim niesie glazurę. Trzeci gruby kabel. Wyglądają jak trzej królowie z podarkami. Dzień dobry – mówią grzecznie. I znikają w zaroślach. Nocą będą szeptać, przyświecać latarkami i pukać młotkiem dookoła. A Zofia Substych będzie u siebie oglądać serial. Dawno zabrali jej i radiostację, i dodatek radiostacyjny. Pani Substychowa – mówi z zachwytem rozbiorca koszarowca – Niemiec tak budował, jakby z góry myślał o rozbiórce.

Codziennie po robocie przyjeżdża Stomski doglądać swoją nieruchomość. Już nie strzyże ludzi. Na zlecenie wojska filmuje działania poligonowe. Ma na zbyciu mieszkania: od kawalerek po 50-metrowe. Metr po 500 zł. Proponuje slogan reklamowy: Gródek, tak blisko historii.

Ostatnim lokatorem willi Ewy Braun nad jeziorem w Bornem był generał Wiktor Dubinin: komandos, weteran wojny w Afganistanie, dowódca wojsk radzieckich stacjonujących w Polsce. Targował się z polskim rządem o garnizony w Bornem i Gródku – wyceniał je na kilkadziesiąt milionów dolarów. Mawiał: od drugiej wojny światowej karmimy Polskę, co również dużo nas kosztowało, lecz staramy się tego nie wypominać. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w Moskwie pod koniec 1992 r.

Gdy stało się jasne, że pierestrojka jednak zabije Armię Czerwoną, Andriej Nieznany – nazwiska nikt nie pamięta – zapragnął mieć auto marki Wołga. Takie było marzenie wszystkich podoficerów z Gorodka – przywieźć telewizor, wywieźć Wołgę. Andriej Wołgę kupił – nie wiadomo, czy za rtęć. Nie miał prawa jazdy. Stomski ze szwagrem odprowadzali mu ją na Zaporoże. Dojechali po paru dniach, o świcie. Andriej Nieznany kazał zajechać najpierw nad jezioro. Mył auto i śpiewał polski hymn. Chodziło o ten uroczysty powrót do domu. Andriej Nieznany właśnie wygrał swoją wojnę.

Co stało się z piękną Wierą – nie wiadomo. Olejna farba łuszczy się na jej twarzy.

Marcin Kołodziejczyk

Prawa autorskie © S.P. Polityka. Artykuł pochodzi z archiwum internetowego www.polityka.pl
Wczoraj nadrabiałem zaległości w "Polityce" i przeczytałem ten artykuł poświęcony Gródkowi i Bornemu. W wersji elektronicznej jest tylko tekst, w wersji papierowej reportażu są również ciekawe fotografie.
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Post by bronx »

Bardzo fajnie napisany tekst, wkleje go na forum żeby gdzieś się nie zapodział :)

a już ten kontrast: "Akurat Puszkin odchodzi zamyślony w głąb parku, wiatr rozwiewa luźne kartki ze strofami o jesieni: „Krzykliwych gęsi klucz ciągnął się ku południu”. Podobno – sami Rosjanie mówili – był to poeta jesienny, oczarowany kolorami, najpłodniejszy w listopadzie. W kącie sali złodzieje dachów zrobili kupę."

poprostu mistrzowstwo świata...
GIZIO

Post by GIZIO »

Serwo

Czy ktoś sprawdzał linki które podał Marek W Pilat? :twisted: :twisted: Pozdro. 8)
Post Reply