Page 1 of 1

wilcze duchy - opowiadanie?

Posted: 19 Mar 2014, 12:48
by lewy
w nawiaząniu do powieści kryminalnej ...podaje frag. maszynopisu który kiedyś wpadł mi w rękę :arrow:
,,Wilcze duchy z Groß Born''
Już kilka godzin wcześniej całe miasto zakryła spokojna letnia noc. Po przez uliczki w kierunku dworca kierowała się młodziutka działaczka Hitlerjugend. Szła szybkim krokiem. Buty stukały o nagrzane letnim słońcem kamieniste łby ulicy. Dobrze znana jej droga na dworzec miło upływała w rozmyślaniach o minionym, pełnym wrażeń wieczorze. Wielkie ognisko i pochodnie. Wspólne z młodymi narodowymi socjalistami śpiewy i świetlisty płomień na wieży Bismarcka. Dla tej dziewczyny było to zwieńczenie miłości do niemieckiej ojczyzny i firera. Za ostatnim zakrętem ujrzała sylwetkę okazałego budynku kolejowego ze słabo oświetlonym napisem Neustettin. Ostatnie zerknięcie na przypięty łańcuszkiem do paska zegarek. Tak zdąży na pociąg do Soltnitz, to dobrze, bo następny dopiero rano. W domu czeka na nią babcia i na pewno się niecierpliwi.
Poczciwa staruszka nie pochwala jej zachwytu nad Adolfem i faszyzmem, ale nie gani i nie wymawia. Takie czasy, że lepiej milczeć.
Na dworcu przy kasach spokój i cisza, stoją dwie osoby. Starszy łysy, zgarbiony jegomość w zniszczonej szarej marynarce i czarnych połatanych spodniach oparty o parapet okna przy drzwiach wejściowych wyglądał na pijaka. Obok na ławeczce siedział ze skrzyżowanymi nogami młody przystojny mężczyzna w nienagannym czarnym garniturze. Młodszy wzbudzał zaufanie i szacunek, ale starszego ominęła szerokim łukiem kierując się do drzwi peronów. Szybkie przejście w zaciemnionym tunelu pod torowiskiem i już mogła spokojnie usiąść na drewnianej ławeczce peronu trzeciego. Trzymając kartonik wcześniej zakupionego biletu banhofu rozejrzała się w okuł.
Jedynym oczekującym na pociąg był wpatrujący się w nią zwalisty około pięćdziesięcioletni gruby facet. Ciężko i głośno oddychał. Oparty na balustradzie schodów odprowadzał ją wzrokiem. Okrągła jak talerz i zlana twarz ukrywała małe oczka. Świdrował ją nimi bezczelnie. Poczuła się niepewnie. Spuściła źrenice gapiąc się bezmyślnie w czubki swoich bucików. Sekundy zaczęły płynąc jak leniwa rzeka, a on wciąż się na nią gapił. Okropny typ, a ona tu sama - pomyślała.
Nagle rozległ się dworcowy głośnik i łagodny damski głos oznajmił, że pociąg z Tempelburga do Hammerstein podjeżdża na dworzec. Odetchnęła z ulgą.
Po chwili usłyszała zbliżający się do niej dźwięk butów z twardą podeszwą, to ten elegancki młody pan spokojnym krokiem obszedł ją za plecami. Jego obecność dodała jej otuchy. Dyszący facet wciąż pożerał ją wzrokiem. Wstała i powoli odwróciła się w kierunku eleganta. Ten spojrzał na nią i uśmiechną się delikatnie unosząc lekko końcówki ust. Wiedziała, że jej śliczna promieniująca radością buzia i smukła, zgrabna sylwetka robi wrażenie na płci przeciwnej. Delikatnie poprawiając dłonią spadające na twarz jasne loczki włosów, nieśmiałe odwzajemniła uśmiech. Pełna jasne usta, które w połączeniu z ciemną barwą jej dużych zielonych oczu dawał niezapomniany widok. Wypięła swe młode okrąglutkie piersi do przodu i pogładziła dłonią proste, uczesane włosy.
Czarna wielka lokomotywa wpadła z głośnym impetem na tory dworca. Za nią kołysały się w ogonku wagony. Pan w eleganckim garniturze otworzył drzwi wagonu i ciepłym głosem zaprosił ja do środka, skinęła głową i szybkim susem wskoczyła po schodkach.
Zajęła wygodnie miejsce przy oknie. Gentelman usiadł naprzeciw jej, choć cały wagon był pusty.
Z brązowej skórzanej aktówki wydobył wielka białą gazetę i nie zwracając na dziewczynę uwagi zasłaniając się niemal do połowy zaczął czytać. Z pod płachty zadrukowanego papieru, wystawały jedynie skrzyżowane nogi zakończone eleganckimi butami.
Pociąg ruszył powoli, koła wystukiwały miarowe pukania. Dziewczyna poczuła się zmęczona, ale myśl o ciepłej herbacie u babci dodawał jej otuchy. Wagon kołysał się miarowo. Za oknami znikały światła miasta. Pociąg wjechał do ciemnego starego lasu. Lekkie światło sączyło się z żarówek wagonowych. Było ciepło i przyjemnie. Dziewczyna rozluźniła się i przymknęła powieki. Nagle pół jej twarzy zastała zasłonięta olbrzymia dłonią z kawałkiem białego wilgotnego płótna. To była wielka ręka głośno dyszącego faceta z peronu. Stojąc za jej plecami przyciskał jaj twarz lewą ręką do oparcia, a druga objął ją w pół. Nie mogła się ruszyć ani krzyknąć. Była przerażona i zdezorientowana. Bez rezultatu chciała się uwolnić. Próbowała krzyknąć do sąsiada naprzeciw. Wezwać ratunku i pomocy, ale gentelman spokojne złożył gazetę i schował ja do swojej aktówki. Przysuną się do wierzgającej nogami dziewczyny. Jednym kolanem przycisną jej udo do siedzenia a prawą dłonią unieruchomił jej lewą nogę i mocno odchylając w kierunku okna wagonu. Z miłym uśmiechem spojrzał w jej wielkie piękne i pełne przerażenia oczy. Wolną dłoń delikatnie wsuną miedzy jej nogi.. Jego twarz wykrzywił szyderczy grymas.. Zaatakowana dziewczyna mdlała. Opadła z sił i przestała walczyć. Eter na szmatce zaczął działać. Zapadła w głęboki sen. Mężczyźni nieprzytomnej już dziewczynie pozwolili usunąć się z siedzenia na drewniana podłogę.
- no to jest nasza, pospieszmy się, bo zaraz przystanek – cicho szepną gentelnen
- tak jest – odsapną, zlany potem cielak.
Rozdział 1
Popołudnie tego dnia w miasteczku Neustettin było wyjątkowo gorące i słoneczne. Ludzie okupowali plaże wzdłuż miejskiego jeziora. Różany park pękał w szwach od spacerujących mieszkańców i turystów. Stateczki miejskiej żeglugi kursowały na Mysią Wyspę i powrotem do miasta, a żaglówki leniwie kołysały się na wodzie. Niemal wszystkie zacienione uliczki były puste. W restauracyjnych ogródkach, pod parasolami siedzieli smakosze piwa i swojskiego jadła wczasowicze. Przez otwarte okna kamienic, słońce wdzierało się do mieszkań. Sielski widok spokojnego turystycznego miasteczka psuły jedynie rozwieszone na ulicach czerwone szmaty z hitlerowskim krzyżem. Rodzina Wolfów wraz z przybyłymi na urlop kuzynostwem z Polski zasiadała do stołu. Spokojne rozmowy zawsze omijały drażliwy temat ostatnich stosunków polsko – niemieckich i ewentualnej wojny. Młody gospodarz domu Albert z kuzynem Stanisławem Wilczyńskim żywo rozmawiali o pracy. Obaj byli oficerami policji kryminalnej Jeden w Neustettin, drugi w Lublinie. Chwile przed podaniem obiadu upływały w spokojnej atmosferze. Głośny dzwonek aparatu telefonicznego oderwał gospodarza domu od błogich chwili z rodziną. Westchną głęboko z niezadowoleniem, bo polskie pyzy cioci Frani, były jego ulubionym daniem.
- tak tu Wolf, słucham – zdawkowo rzucił do mikrofonu
- nie mam urlop! – dodał po chwili z naciskiem.
- tak rozumiem - ściskając słuchawkę stał jak wryty, bezmyślnie podnosząc wzrok na sufit
Cała zasiadająca za stołem rodzina wpatrywała się w niego pytająco.
Odłożył delikatnie słuchawkę na widełki. Odwracając głowę z szeroko otwartymi oczami krótko poinformował domowników
- jakieś dziwne morderstwo pod miastem, muszę jechać…
. Mimo ucieczki z portu w Pińsku, cała załoga statku była ubrana jak pod defiladę. Na statku panowała dyscyplina. Wszyscy krzątali się jak w szwajcarskim zegarku trybiki. Jedynym
Niepasującym elementem wojskowej całości był cywil.
Kapitan policji Wilczyński siedząc na skrzynce z opatrunkami, wyją z kieszeni płaszcza paczkę papierosów Juno. Zapalił fajkę. Jego młoda, gładka i opalona jeszcze z wakacji w Neustettin twarz, zdradzała oznaki zmęczenia. Wpatrywał się w horyzontalną ciemną dal wschodu, z którego nadszedł niespodziewany atak Rosjan. Oparł głowę o dłoń.
…te cholerne bolszewiki zmusili mnie do ucieczki rzeką i teraz czuje się jak zbędny wrzód na marynarskiej dupie- pomyślał

Re: wilcze duchy - opowiadanie?

Posted: 16 Oct 2016, 11:52
by xxxx
całkiem całkiem...