Wątek szczecinecki w Sprawie Robineau...

Dyskusje na temat najnowszej, powojennej historii Szczecinka.
Post Reply
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Wątek szczecinecki w Sprawie Robineau...

Post by bronx »

... czyli, działalność szpiegowska na terenie Szczecinka.

Proces André Simon Gustave Robineau, urzędnika z konsulatu Francji w Szczecinie rozpoczął się przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Szczecinie 6 lutego 1950 r. Został, wraz z innymi osobami z "siatki", oskarżony o szpiegostwo w Polsce na rzecz Francji. Sprawa jest szczegółowo opisana na sedina.pl w tym miejscu:
http://sedina.pl/index.php/2006/09/14/sprawa-robineau/" onclick="window.open(this.href);return false;
polecam poczytać.
We wspomnieniach pracowników SB i MO, opublikowanych w kwartalniku "Zapiski Koszalińskie" z 1964 roku, zeszyt 4/20, znalazłem informacje, że osoby które rzekomo działały w tej siatce szpiegowskiej prowadziły rozpoznanie również na terenie Szczecinka.

Informacje o Sprawie Robineau na Wikipedii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sprawa_Robineau" onclick="window.open(this.href);return false;
Zapiski Koszalińskie 1964 wrote:
Przeciw szpiegom

W latach 1948/49 na terenie Pomorza Zachodniego działała siatka szpiegowska kierowana przez sekretarza Konsulatu Francuskiego w Szczecinie Andre Robineau. Terenem działania siatki były województwa szczecińskie i koszalińskie, a w miastach Słupsku i Szczecinku działali stali rezydenci obsługujący czynne tam punkty kontaktowe. Zamieszczone poniżej wspomnienia obrazują działalność służby bezpieczeństwa zmierzającej do likwidacji wrogiej agentury.
Był rok 1948. Pewnego razu przyszła do mnie starsza kobieta. „Panie, mieszkam na peryferiach Słupska. Opodal mojego domu mieszka wspólnie z Niemką jakiś Francuz. W późnych godzinach wieczornych przychodzą do niego jakieś podejrzane typki. Czy to nie jakieś szpiegi” — opowiadała.
Wskazany przez kobietę dom mieścił się opodal interesujących go obiektów.
Postanowiliśmy sprawą zainteresować się.
Francuz nazywał się Druet, był inżynierem radiowcem i prowadził zakład naprawczy odbiorników radiowych. Specjalistów było wówczas jak na lekarstwo, więc przychodzili do niego różni ludzie, ale nie zawsze z popsutym aparatem.
Przyglądając się właścicielom odbiorników, które trochę zbyt często się psuły, stwierdziłem, że są oni galerią nader ciekawych typów. Kogo wśród nich nie było? Oficer białogwardzista, były żołnierz francuskiej Legii Cudzoziemskiej, dowódca grupy „partyzanckiej”, na której ciążył zarzut współpracy z okupantem, córka wielkiego kupca z Warszawy zatrudniona jako skromna telefonistka na poczcie w Słupsku. Kręciło się również wokół pana inżyniera wielu byłych obszarników, w stosunku do których bez większego ryzyka przesady można było założyć, że uczucia sympatii i lojalności wobec władzy ludowej — są im zgoła obce.
O czym mówili szanowni klienci pana inżyniera? Nie trudno się było domyślić. Głównym tematem ich rozmów była dyslokacja i wyposażenie polskich i radzieckich jednostek stacjonujących na terenie Pomorza Zachodniego. Wiele miejsca w „towarzyskich rozmowach” poświęcano zagadnieniom kolejnictwa, ruchowi transportów wojskowych, rozmieszczeniu ważniejszych obiektów kolejowych. Dobrane to towarzystwo założyło swoistego rodzaju „prywatny instytut badania opinii i nastrojów społecznych”, posługując się nieznaną dotąd w badaniach społecznych metodą prowadzenia wywiadów za pomocą upijania „badanych”, względnie drogą podsłuchu rozmów telefonicznych.
Organizator i szef tej grupy liczącej sporą ilość osób, tak podzielił pracę, że cały materiał szpiegowski koncentrował się u inżyniera „Wojskówką” kierowała mieszkająca z nim Niemka, która interesujące wywiad materiały uzyskiwała u dość licznie w jednostkach radzieckich zatrudnionych wówczas Niemców. „Kolejówkę” prowadził B. K. Sposób w jaki zbierał materiały był prymitywny, równocześnie ciekawy. Rozmowy z ludźmi, którzy mogli jego zdaniem dostarczyć wiadomości, prowadził bardzo często przy kieliszku. A gaduły, na brak których nigdy nie mogliśmy narzekać paplały jak na zamówienie. Razu pewnego B. K. dowiedział się, że jeden z członków koncertującej w słupskiej kawiarni orkiestry stara się o wyjazd do Francji. Zaaranżował z nim spotkanie i w zamian za pomoc w uzyskaniu paszportu zażądał pewnych „niewinnych świadczeń”. Takim sposobem dowiedział się o stanie osobowym jednej z instytucji w Ustce i o ilości zatrudnionych tam pracowników. Otrzymywał również regularnie wiadomości o przeładunkach węgla w porcie i ruchu statków. Wobec niemożności ustalenia stanu pracowników UBP MO, K. ...szukał pretekstu, aby dostać się na teren Urzędu. Zgłosił się tam pod pozorem, że poznał jakiegoś volksdeutscha. Pobyt w Urzędzie miał dostarczyć mu danych odnośnie stanu pracowników jak i sposobu reagowania organów na zgłoszone przestępstwo.
Po dokładnym rozpracowaniu „Akcja Robineau” dobiegała końca. Uczestniczyłem w aresztowaniu inżyniera i mieszkającej z nim Niemki. Wyglądali jak niewiniątka mordowane przez Heroda. Dopiero wyniki przeprowadzonej rewizji zmusiły ich do przyznania się do uprawianego procederu. Inż. Druet przedstawił się nawet jako „petit chef” — mały szef.
W mieszkaniu inż. Druet pozostałem jeszcze przez tydzień. Wpadały nam w ręce mniejsze płotki, które przychodziły nie zawsze w celu naprawy odbiornika.
Jan Zubel

Zainteresowania siatki szpiegowskiej sięgały również na teren powiatu szczecineckiego, ogniskując się w szczególności wokół byłego niemieckiego obiektu.
Założono w tym celu w Szczecinku „rezydencję agenturalną”, na czele której stał B. Był to Polak Francji, który od okupacji przebywał w Polsce pod przybranym nazwiskiem, Jeszcze będąc na terenie Francji w czasie okupacji zmienił sobie nazwisko i pod nim został wywieziony na roboty przymusowe w okolicach Lidy. Po okupacji pozostał przy tym nazwisku, ale równocześnie rozpoczął starania o uzyskanie paszportu powrotnego do Francji. tym celu musiał złożyć obszerne zeznania
w Konsulacie Francuskim Szczecinie. Wykorzystując jego położenie i szantażując wyjawieniem przed UB faktu, że przebywa pod fałszywym nazwiskiem, zwerbowano go do pracy w wywiadzie. Osiadł w Szczecinku i podjął „pracę”.
Dostałem polecenie roztoczenia nad nim opieki i nie spuszczania go z oczu. Miał nas „doprowadzić” do swej centrali i to z dowodami w ręku.
Rozpoczęła się żmudna praca. Wiele z pietyzmem zaplanowanych akcji spalało na panewce. Naszego „podopiecznego” mieliśmy za danie zdjąć tak, „żeby oko nie widziało ani ucho nie słyszało”. Ustawiczne czuwanie było nadzwyczaj utrudnione z uwagi na fakt, że B. zatrudniony był w lasach, gdzie przeprowadzał pomiary. Obserwacja nastręczała wiele trudności. Przebrani za robotników leśnych, zbieraczy jagód i diabeł wie kogo jeszcze — kręciliśmy się ustawicznie w pobliżu. Czasem jak dzieci bawiące się w Indian czołgaliśmy się wśród krzewów. Oj, piekielna to była robota. Codziennie rowerami dojazd z miejsca zakwaterowania do rejonu obserwacji. W miejscowości gdzie kwaterowaliśmy, sklepik żywnościowy zaopatrzony był tylko w chleb, mleko, śledzie i ustawicznie odnawiane zapasy wódki. Jak wyglądało nasze menu — lepiej nie wspominać.
Porwanie B. z lasu, wbrew powszechnym wyobrażeniom, było prawie niemożliwe. Zawsze przebywał on w otoczeniu robotników. W związku z tym postanowiliśmy „zdjąć” go w sobotę, kiedy, jak co tydzień, będzie wracał do domu. Oczekiwana sobota nadeszła, jeden z nas „pilotował” go w pociągu, a ja z samochodem oczekiwałem opodal dworca. I tym razem mieliśmy pecha. Wyszła mu bowiem na spotkanie żona i musieliśmy z przyjętego planu zrezygnować.
Wiedząc, że w każdą prawie niedzielę B. jeździ do Szczecina na spotkanie z Robineau, obstawiliśmy oba szczecineckie dworce i czekaliśmy. Była godzina czwarta rano. Spieszył na pociąg. Delikatnie zaprosiliśmy go do oczekującego w pobliżu samochodu. Nie odezwał się ani słowem. Nikt z nas mu się nie przedstawiał, a jednak dobrze wiedział kto prosi go z sobą. Spodziewał się aresztowania.
Wraz z aresztowaniem całej grupy nie skończyły się moje z nią związki. Zostałem oddelegowany do pilnowania, żeby ktoś nie otruł aresztowanych. Było to możliwe z uwagi na wizyty jakie im składano i ze względu na paczki przesyłane pod ich adresem. Zawierały one żywność — byłem odpowiedzialny za jej całkowite zniszczenie i zakup identycznej dla adresata.
W związku z tą działalnością przeżyłem chwile okropnego strachu. Wraz z jednym z młodszych pracowników byłem w trakcie protokólarnego spisywania i spalania kolejno nadesłanej paczki, gdy zostałem wywołany. Po powrocie zorientowałem się, że mój współpracownik korzystając z mojej nieobecności zjadł trzy tabliczki czekolady .Dziwić się chłopakowi nie można było, w tym okresie był to na naszym rynku rzadki rarytas. Na drugi dzień chłopak zachorował. Robiłem sobie wy rzuty, że nie potrafiłem ustrzec go przed młodzieńczym łakomstwem, które mogłoby skończyć się dla niego tragicznie. Odetchnąłem dopiero następnego dnia kiedy lekarz po zbadaniu chorego zadysponował bez chwili zastanowienia — „lewatywa i to taka porządna”.

W miesiącach wrzesień - październik zostałem przydzielony do Francuskiej Misji Ekshumacyjnej, która zajmowała się ekshumacją zwłok francuskich obywateli zmarłych w czasie okupacji lub zamordowanych przez hitlerowców. Na czele tej misji stał francuski porucznik nazwiskiem Hory. Według naszych informacji był on kadrowym oficerem tzw. „Deuxieme Bureau” — Drugiego Biura, zajmującego się działalnością wywiadowczą. Hory był doświadczonym oficerem wywiadu. Działalność ekshumacyjną traktował jako zło konieczne, a większość czasu poświęcał na sporządzanie szkiców dróg I obiektów państwowych. W skład misji wchodził oficer łącznikowy WP, który był tłumaczem i jednocześnie załatwiał wszystkie formalności z władzami polskimi.
Rok 1949 był ostatnim rokiem działalności tej misji. Pozostały jeszcze tylko do ekshumowania groby w pasie granicznym i w związku z tym otrzymałem polecenie roztoczenia „opieki” nad działalnością por. Hory i przeszkodzenia mu w dotarciu do obiektów stanowiących tajemnicę państwową.
Występowałem jako pracownik Urzędu Wojewódzkiego (odpowiednik WRN). Zadanie moje było o tyle utrudnione, że miałem polecenie nie zdradzania się znajomością języka francuskiego. Pewnego razu byłem świadkiem dyskusji między oficerem łącznikowym a porucznikiem Hory odnośnie trasy mającego nastąpić przejazdu. Wystarczył moment nieuwagi z mojej strony i jak zupełny szczeniak, wprawdzie w języku polskim, ale zareagowałem na przedmiot dyskusji. Hory błyskawicznie zagadał do mnie po francusku pytając skąd znam ten język i wyrażając radość z możliwości porozumienia się jeszcze z kimś w rodzinnym języku. Zrobiłem „baranie oczy”. Prosiłem tłumacza o wytłumaczenie sensu wypowiedzi por. Hory’ego i przez tegoż tłumacza odpowiedziałem, że zorientowałem się o czym rozmawiają ponieważ wymieniali polskie nazwy miejscowości. Czy w tłumaczenie to uwierzył — nie wiem?
W miarę upływu czasu por. Hory zaczął się spieszyć. Nie zwracał uwagi czy dane w jego spisach zgadzają się. Każde wydobyte zwłoki odnotowywał w posiadanym spisie, nawet wówczas, kiedy jako znak szczególny poszukiwanego nieboszczyka figurował brak uzębienia, a ekshumowany posiadał pełne uzębienie. W takim wypadku machał ręką i nie zdarzało się, żeby kazał kogokolwiek z powrotem zakopać. Widać było, że pilno mu wykonać swoistego rodzaju „plan”. Nie omieszkał jednak zwłoki każdego pozbawić złotych zębów i obrączek. Składał to do kopert rzekomo, dla oddania rodzinom. Mieliśmy pewne informacje że w rzeczywistości odsprzedawał to handlarzom złota w Polsce.
Przy końcu października 1949 roku zajechaliśmy do Sypniewa powiat Wałcz. Mieliśmy wykopać zwłoki sześciu oficerów francuskich rozstrzelanych przez Niemców. Aby nie dopuścić Hory’ego na ten teren, pozostawiłem go z tłumaczem w miejscowej gospodzie, a sam wraz z robotnikami przystąpiłem do ekshumacji. Trwała ona około 3 - 4 godziny.
Po powrocie nie zastałem por. Hory’ego. Podpity tłumacz nie umiał wytłumaczyć co się z nim stało. Wszcząłem poszukiwania uwieńczone wkrótce pomyślnym skutkiem. Hory spał snem sprawiedliwego w wiejskim szalecie. Okazało się, że pragnąc „urwać się” spod opieki tłumacza i okolicznych chłopów, urządził pijatykę fundując wszystkim obecnym. Biedak nie wziął pod uwagę naszej dużej wprawy w tej dziedzinie.
Zygmunt Kuberski
Zamieszczone wspomnienia stanowią fragmenty większych całości. Nadesłane zostały w związku z 20 rocznicą powołania Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa.
Wybrał i opracował: Zbigniew Głowacki
Wspominany przez Zygmunta Kuberskiego tajemniczy B. to najprawdopodobniej Zbigniew Blausztajn vel Borkowski.
Stach
Posts: 3717
Joined: 28 Jan 2007, 23:31

Re: Wątek szczecinecki w Sprawie Robineau...

Post by Stach »

Jest nieco i o Szczecinku w artykule:
Krzysztof Bukowski, Działalność siatki szpiegowskiej "Robineau" na terenie Pomorza Zachodniego 1947-1949, "Przegląd Zachodni" nr 3/2010, s. 148-167. Autor pracuje w koszalińskim IPN.

W wolnej chwili dorzucę szczegóły.

PS. Szybki gugiel przynosi trochę info o autorze: http://www.gk24.pl/apps/pbcs.dll/articl ... /671481970" onclick="window.open(this.href);return false; i http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34 ... alina.html" onclick="window.open(this.href);return false;
Tomisław
Posts: 214
Joined: 21 Aug 2007, 20:01
Location: Szczecinek, Poznań

Re: Wątek szczecinecki w Sprawie Robineau...

Post by Tomisław »

Od siebie tylko dodam, że z reguły istnieje spora różnica pomiędzy prokuratorem z KBZpNP IPN a historykiem z Biura Edukacji Publicznej IPN. Odbywałem szereg pogadanek w ramach szkoleń prowadzonych przez tych pierwszych i niestety wiem co piszę. Poczucie misji i węszenia jest na porządku dziennym.
Waldek
Posts: 667
Joined: 02 Mar 2010, 21:33
Location: Vejle- Szczecinek

Re: Wątek szczecinecki w Sprawie Robineau...

Post by Waldek »

IPN ma swoją prawdę, czy inne nacje. Ale konkretną prawdę pokazuje ziemia, oraz naoczni świadkowie. Przykładowo ziemia pokazuje w postaci łusek odłamków czy innych artefaktów że musiały być w tym terenie jakieś działania, w zapiskach historycznych zero informacji.
Wiadomo w okolicach Szczecinka działały wojska Rosyjskie i w związku z tym jest tak zwana (biała plama).
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Re: Wątek szczecinecki w Sprawie Robineau...

Post by bronx »

Przypominam jedynie, że rozmawiamy o sprawie Robineau w Szczecinku, a nie o działalności IPN.
Post Reply