WYZWOLENIE Szczecinka!

Dyskusje na temat najnowszej, powojennej historii Szczecinka.
User avatar
LUCEK
Posts: 332
Joined: 04 Mar 2005, 13:57
Contact:

WYZWOLENIE Szczecinka!

Post by LUCEK »

Widzę, że wszyscy zamieszczają artykuły o zdobyciu Szczecinka – a ja se zamieszczę o WYZWOLENIU!!!! :lol:

„Nową kartę w dziejach miasta otwiera data 28 lutego 1954 roku. W tym dniu Szczecinek został wyzwolony przez żołnierzy z I i II Frontu Białoruskiego, po ciężkich i krwawych walkach.
Miasto było jednym z mocnych punktów obrony w systemie umocnień Wału Pomorskiego i zostało zamienione przez hitlerowców w twierdzę (...) do obrony Szczecinka Niemcy ściągnęli znaczne siły. Zdecydowanym bezpośrednim atakiem żołnierze 32 smoleńskiej gwardyjskiej dywizji kawalerii przełamali obronę przeciwnika i po ciężkich walkach ulicznych opanowali je całkowicie w godzinach wieczornych. W walkach poległo około 3 000 Niemców, ponad 600 żołnierzy i oficerów wzięto do niewoli. Duże były także straty nacierających ...”
Opis ten zaczerpnięty został z folderu „Szczecinek i okolice” Wydawnictwa KAW z lat około siedemdziesiątych.
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Post by bronx »

tak te opisy z przewodnikow z dawnych lat, najlepsze sa te liczby zabitych po jednej i drugiej stronie, ciekawe skąd oni je wzieli?? pamiętam jeszcze że w encyklopedii PWN czterotomowej w brązowych okładkach która wychodziła w latach osiemdziesiątych w haśle Szczecinek było m.in. napisane że zniszczony w 75% podczas walk o wyzwolenie.

PS. pozwolilem sobie przenieść ten topic do tego działu bo dotyczy on opisów historycznych z czasów PRL.
Łukasz

Post by Łukasz »

Witam
Wszystko sie zgadza :). Ja od dłuższego czasu wogóle z nieufnością czytam niektóre książki z lat 50-80 nie tylko dotyczących Sz-ka, które są przepełnione propagandą jak to bohaterscy żołnierze dzielnej armii czerwonej ... nie szczędząc krwii ... . Wszystko tylko po to aby udowodnić twierdzenia jak walki były uciążliwe i krwawe.
Co do zniszczeń to pamiętam, że w kilka razy widziałem w jakiś ksiązkach czy artykułach , jak była mowa że w gruzach legło 70 czy 90% zabudowy miasta Szczecinka :) Tak samo jest z wspomnieniami rosyjskiego dowódcy Kałużnego, które można znaleźć na tej stronie.Poprostu propaganda
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Post by bronx »

dodać musze że wspomnienia te Kałużny wysłał na rocznice wyzwolenia tych ziem, do KC PZPR w Warszawie tam zostały przetlumaczone i dopiero trafiły w takiej formie do Szczecinka, także "prawda" tam zawrta musiła być oficjalna. Nie wiadomo nawet jak bardzo wspomnienia zostały nagiete przy tłumaczeniu a na ile sam Kałużny chciał gloryfikować Armię Czerwoną.
User avatar
Łukasz
Posts: 315
Joined: 07 Mar 2005, 20:48
Location: Sz-ek/Sz-n

Post by Łukasz »

Z pewnością towarzysze z PZPR odpowiednio przetłumaczyli list :) ze wspomnieniami.
User avatar
szperacz88
Posts: 102
Joined: 01 Mar 2005, 08:32
Location: Szczecin

Post by szperacz88 »

skoro mowa o wyzwoleniu to cofnę do walk: tam gdzie leje tam były walki lub coś, ja bym poszperał wykrywą za jeziorem na odcinku od tej rzeczki biegnącej przez las do bunkrów, wg. mapek z jakiejs stronki ześć wojsk napotkała na tej przełęczy pomiędzy jeziorami i po stratach się wycofała na szczecińską aby atakowac miasto, czyli wiadomo do czeg zmierzam, a co do wyzwolenia to straty musiały być, w koncu zakładając że choć 2 bunkry miały karabiny maszynowe(karabin maszynowy trochę ludzi wybić potrafi) to musiało zginąc minimum 50 - 70 żołnierzy
GG: 6137084
----------------------
szperacz jak zawsze
User avatar
LUCEK
Posts: 332
Joined: 04 Mar 2005, 13:57
Contact:

Post by LUCEK »

COŚ O WALKACH I SZPERANIU

Głos wielkopolski 4 lipca 2003

Nekrolog Wału Pomorskiego

Poszukiwaczy interesują militaria pozostałe po walkach o przełamanie niemieckich umocnień W czasach Polski Ludowej w Szczecinku organizowano sporym nakładem sił i środków masowe rajdy młodzieży ,,szlakiem zdobywców Wału Pomorskiego''. Dla wielu młodych ludzi była to raczej okazja do wypoczynku i zabawy, a nie żywej lekcji historii. Dzisiaj o krwawych walkach o przełamanie umocnień Pommernstellung pamięta niewielu. A jeśli już, to tylko w Dniu Zmarłych. I w ,,okrągłe'' rocznice. Neustettin przez dwa tygodnie lutego 1945 roku był nadzieją nie tylko nieudolnego dowódcy Grupy Armii ,,Weichsel'' (Wisła), reichsführera SS Heinricha Himmlera, ale również Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu. Utrzymanie tego miasta gwarantowało, że w rękach Niemców pozostanie tak zwany szczecinecki korytarz operacyjny, a to dawało swobodę manewru rezerwami i atakowanie skrzydeł nacierających wojsk radzieckich. Kwatera Główna Armii Czerwonej szybko zdała sobie sprawę z tego niebezpieczeństwa. Wszak Neustettin
znalazł się na styku wojsk dwóch frontów białoruskich: 1. i 2., co mogło wprowadzić bałagan kompetencyjny. Trzeba zatem było poskromić apetyty dowódców obu frontów marszałków Gieorgija Żukowa i Konstantego Rokossowskiego, którzy nie licząc się ze stratami, parli na zachód. Właśnie wtedy w Moskwie zapadła decyzja, by wojska 1. Frontu Białoruskiego skierować na północny zachód do Kolbergu (Kołobrzegu), a wojska 2. Frontu Białoruskiego zawrócić na... wschód, przez Pomorze w kierunku Gdańska i Gdyni. A wcześniej należało wspólnymi siłami zlikwidować szczecinecki korytarz operacyjny i zająć Neustettin. To dwudziestotysięczne wtedy miasto, nazwane później Szczecinkiem, stanowiło jedno z ogniw umocnień Pommernstellung, czyli Wału Pomorskiego. Był to też ważny węzeł drogowy, a przede wszystkim kolejowy.

Ostatni węzeł oporu

Obronę Szczecinka ułatwiały liczne jeziora w okolicy, w tym oblewające miasto od zachodu jezioro Trzesiecko (Streitzig See). Drogi wylotowe
zaryglowały ciężkie schrony (B-Werki), z których każdy wyposażono w kopułę trzystrzelnicową do ognia czołowego. Do obrony okrężnej służyły zaś liczne strzelnice w płytach pancernych i ścianach. Miasta broniły też inne schrony bojowe, transzeje i zasieki. Żołnierze polscy przełamali już
umocnienia Pommernstellung w rejonie Zdbic (Stabitz) i stoczyli zwycięską bitwę o Mirosławiec (Märkisch Friedland), Rosjanie już dawno zajęli Podgaje (Flederborn), gdzie Niemcy spalili żywcem w stodole żołnierzy polskich, którzy zapędzili się w okolice tej wioski, a pobliski Szczecinek był nadal w rękach Niemców. W trzeciej dekadzie lutego do walk o Neustettin wydzielono dwa korpusy: 2. gwardyjski kawalerii z 1. Frontu Białoruskiego i 3. gwardyjski kawalerii z 2. Frontu Białoruskiego. Tym ostatnim korpusem dowodził generał Nikołaj Oslikowski i była to ta sama jednostka, która szczególnym okrucieństwem wobec niemieckiej ludności cywilnej wsławiła się miesiąc wcześniej w Allenstein (Olsztynie) w ówczesnych Prusach Wschodnich. I tacy żołnierze 26 lutego w południe ruszyli do natarcia. Chociaż w wielu miejscach dochodziło do starć, Rosjanie byli zaskoczeni. Spodziewali się silniejszej obrony. 27 lutego po południu czerwonoarmiści zajęli dworzec z węzłem kolejowym, w następnych godzinach likwidując pojedyncze punkty oporu wśród zabudowy miejskiej. W nocy z 27 na 28 lutego Niemcy porzucili Neustettin ostatni z najsilniejszych węzłów Pommernstellung, o czym o godzinie 1.20 poinformowano Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych (OKH). Tym samym nieaktualne stały się dyrektywy OKH, które 27 lutego rano otrzymał sztab Grupy Armii ,,Weichsel''. Jedna z nich przewidywała, by przez szczecinecki korytarz operacyjny przeprowadzić natarcie do Wisły w celu odblokowania załogi Festung Graudenz (twierdzy Grudziądz). Gdy w Zossen, gdzie znajdowała się kwatera główna OKH, zrozumiano wreszcie, co działo się pod Szczecinkiem, generał Heinz Guderian 27 lutego wieczorem wysłał do Himmlera radiogram następującej treści: ,,Grupa Armii WEICHSEL zamelduje, jak mogło dojść do przełamania dobrze rozbudowanej Pozycji Pomorskiej
(Pommernstellung)''. Odpowiedź chociaż nie taka, jakiej oczekiwał Guderian nadeszła w nocy z 27 na 28 lutego. Był to meldunek o utracie Szczecinka. Zacytowany radiogram Guderiana do Himmlera wielu uważa za swoisty nekrolog Wału Pomorskiego. Wprawdzie Niemcy przykładali dużą wagę do rozbudowanych pozycji obronnych, uważając, że bronią się one same, to jednak zimą 1945 roku nie odegrały na froncie wschodnim właściwej im roli. Nie zatrzymały na dłużej Armii Czerwonej.

Krajobraz po bitwie

Minęło ponad pół wieku. Zamiast młodzieży szkolnej, którą kiedyś spędzano na rajdy szlakiem zdobywców Wału Pomorskiego, na szlaki te wybierają się także młodzi ludzie, zainteresowani jak twierdzą historią, chociaż często ich działalność niewiele ma z nią wspólnego. To oni rozkopują ziemię, szukając przeżartych przez korozję hełmów, menażek, łusek, broni, resztek umundurowania. I jeszcze je znajdują. Kiedyś do takich odkryć dochodziło częściej, a nieliczni wtedy pasjonaci gromadzili pamiątki po obrońcach i zdobywcach Pommernstellung dla lokalnych muzeów i izb pamięci. To oni dokumentowali materialne ślady walk, fotografując ruiny schronów bojowych, dobrze jeszcze wtedy widoczne okopy i transzeje. I to oni też znalezione przy okazji szczątki ludzkie żołnierzy niemieckich, radzieckich i polskich z należnym im szacunkiem zakopywali w prywatnie urządzanych mogiłach, które oznaczano brzozowymi krzyżami. Konia z rzędem temu, kto wskaże mi, że tak robią współcześni poszukiwacze. Bo dzisiaj takich pasjonatów już się raczej nie spotyka. Poznawczą pasję zastępuje wszechwładna komercja, a poszukiwania ograniczają się do pozyskiwania militariów, które
później można sprzedać lub wymienić. Na swe usprawiedliwienie poszukiwacze mają jedno. Lokalne władze, z nielicznymi wyjątkami, nie interesują się tym, co pozostało z umocnień Pommernstellung i śladów toczonych tu zimą 1945 roku walk. Po co w minionym roku powiedział mi jeden z młodych poszukiwaczy ma to zgnić w ziemi, gdy akurat te potrzaskane przez odłamki hełmy przydadzą się do mojej kolekcji...

,,Potwory'' z pobojowisk

Na ziemiach, które przecięły umocnienia Pommernstellung, szuka się nie tylko takiej ,,drobnicy''. Właśnie w okolicach Szczecinka próbuje się namierzyć zatopiony w jeziorach sprzęt wojskowy. Mówi się o czołgach, transporterach opancerzonych, samochodach, motocyklach, nawet o samolocie. Ryszard Wójcik, znany swego czasu dziennikarz telewizyjny, twórca takich cyklicznych programów jak ,,Zatrzymane w kadrze'' i ,,Po biwie'', dysponuje pismem, przed laty sporządzonym przez Jerzego Dudzia, kierownika Muzeum Regionalnego w Szczecinku. Zaznacza w nim, że w tej sprawie nie ma żadnych dokumentów, a są tylko relacje mieszkańców Szczecinka. Jest to czytamy w piśmie ,,dość niepewne źródło. Najwartościowsze dane pochodzą od żeglarzy oraz rybaków''. I tak w południowo-wschodniej części jeziora Trzesiecko ma leżeć czołg, prawdopodobnie radziecki. ,,Jest to możliwe czytamy dalej w piśmie dyrektora także dlatego, że z tej właśnie strony 27 lutego 1945 roku Rosjanie wyprowadzili jedno z uderzeń na miasto. Inny czołg ma się znajdować w sąsiednim jeziorze Wilczkowo'', gdzie też ma leżeć niemiecki samolot zestrzelony podczas walk o Neustettin. ,,W każdym razie jest pewne pisze dalej dyrektor że w latach 60. rybacy znaleźli szczątki jakiegoś obiektu z blachy aluminiowej''. Takich opowieści krąży więcej, chociaż trudno je zweryfikować, a podejmowane tu i ówdzie próby kończą się niepowodzeniem. Ale w niektórych środowiskach trwa
swoista moda na jak to je określa Ryszard Wójcik ,,potwory'' z pobojowisk. Więc ich i tu się szuka. Krwawe boje, zbrodnie, by przypomnieć Podgaje, gwałty i rabunki, płonące miasteczka i wsie. Takie obrazy walk o Pommernstellung uwieczniła historiografia. Powoli wygasa pamięć o tamtych wydarzeniach. Pozostaje już tylko szukanie militariów. Niestety.
User avatar
szperacz88
Posts: 102
Joined: 01 Mar 2005, 08:32
Location: Szczecin

Post by szperacz88 »

gdzieś to już czytałem chyba na podobnej stronie prowadzonej przez miłośników szczecinka bodajże plus-minus czy coś takiego
GG: 6137084
----------------------
szperacz jak zawsze
User avatar
LUCEK
Posts: 332
Joined: 04 Mar 2005, 13:57
Contact:

Post by LUCEK »

Na stronie riesengebirge, bo tam to wkleiłem ale jak nazwa strony wskazuje będzie ona o karkonoszach. :lol:
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Post by bronx »

Heh dyskusja o tych zdobyciach czy wyzwoleniach ciagnie się jak pomorze długie i szerokie, w Szczecinie poszli jeszcze dalej i dyskusja toczy sie nad trzema terminami: czy w 45 to było ZDOBYCIE, WYZWOLENIE czy PRZEJĘCIE.
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Post by bronx »

i jeszcze na deser artykulik z "Przeglądu" ogólnie na temat jak to było z historią ziem odzyskanych... tfu... zdobytych :)


Wojna z Rosją trwa. LECH MAŻEWSKI 2005-02-22

Upieranie się przy tezie, że w 1945 roku zamieniliśmy jedną okupację na drugą, ma tylko jeden cel – utrzymanie stanu permanentnego konfliktu z Moskwą
Z polskiej perspektywy II wojna światowa rozpada się jakby na dwa odrębne konflikty – z Niemcami i Związkiem Radzieckim. Nie dla wszystkich jest to oczywiste, ale bez uświadomienia sobie tego trudno zrozumieć naszą najnowszą historię.

Wojna polsko-niemiecka wybuchła 1 września 1939 r. i zakończyła się 8 maja 1945 r. zwycięstwem koalicji anglosasko-sowieckiej, z naszym udziałem. W efekcie nie tylko żołnierz polski uczestniczył w zdobyciu Berlina, lecz także powojenna rekonstrukcja naszego państwa odbyła się kosztem terytorium Niemiec. I nikt tego zwycięstwa chyba obecnie nie podważa – chociaż mało który przedstawiciel obozu solidarnościowego wyraźnie to powie.

Ale należy też pamiętać, że mimo udziału Polski w zwycięskiej koalicji antyniemieckiej ostatecznie nowa granica między Warszawą a Berlinem została uznana przez Niemcy dopiero w 1990 r. – chociaż trudno tu negować znaczenie umowy granicznej między PRL a RFN z 7 grudnia 1970 r. Jednak kwestia wzajemnych roszczeń majątkowych nie jest rozstrzygnięta do dziś.
Inaczej wygląda sprawa konfliktu polsko-sowieckiego, który rozpoczął się 17 września 1939 r. i właściwie wciąż trwa, i to mimo że od upadku Związku Radzieckiego upłynęło już kilkanaście lat. W tej sytuacji naszym przeciwnikiem stała się Rosja jako sukcesor ZSRR i wielowiekowy konkurent do panowania na Wschodzie.

Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele obozu solidarnościowego. Warto zaznaczyć, że przez cały ten czas Warszawa toczy swój bój z eurazjatyckim mocarstwem w gruncie rzeczy w całkowitym osamotnieniu. Od czasu II wojny światowej nic się tu nie zmieniło, gdyż po 1945 r. w polityce USA nad antagonizmem przeważał model konfliktowej współpracy z Moskwą. Pewnym wyjątkiem był tu jedynie okres prezydentury Harry’ego Trumana pod koniec lat 40. i Ronalda Reagana w latach 80.

Żeby było wszystko jasne. Konflikt polsko-sowiecki miał swoje oczywiste powody, wynikające ze sposobu zakończenia II wojny światowej. Obok pozostawania Warszawy w sowieckiej strefie wpływów w grę wchodził też opór przed narzuconym nam komunistycznym modelem społeczno-gospodarczym. Ale dekomunizacja naszego kraju zakończyła się ostatecznie wraz z uchwaleniem w latach 1988-1989 kilku pakietów ustaw rządu Mieczysława F. Rakowskiego, a ostatni żołnierze rosyjscy – już nie sowieccy – opuścili Polskę na jesieni 1993 r. A więc i tym razem odnieśliśmy zwycięstwo – chociaż znacznie przesunięte w czasie. Od tego momentu nie ma żadnych racjonalnych przesłanek do antagonizmu na linii Warszawa-Moskwa.

Podnoszenie w tym roku w ramach polskiej polityki historycznej problemu uznania zbrodni katyńskiej za przejaw ludobójstwa czy upieranie się przy tezie, że w 1945 r. zamieniliśmy jedną okupację na drugą, co miało być jakoby zadecydowane w trakcie konferencji jałtańskiej, albo też twierdzenie, że obecnie jesteśmy przedmiotem rosyjskiej agresji w handlu ropą i gazem ma tylko jeden cel – utrzymanie stanu permanentnego konfliktu z Rosją. Głównym teoretykiem tego permanentnego konfliktu na linii Warszawa-Moskwa jest bez wątpienia prof. Andrzej Nowak z UJ, wedle którego, „Jeśli polska »polityka historyczna« nie upora się ze sprawą Katynia, nie »przebije się« z jej wymową – symbolu jednej z dwóch największych zbrodni XX wieku: zbrodni komunizmu – to zdradzimy nie tylko pamięć o zamordowanych na wschodzie, ale zmarnujemy szansę na ustalenie godnego i stabilnego miejsca Polski w Europie, obok Rosji”. Zwracam uwagę, że upamiętnienie zbrodni katyńskiej i męczeństwa Polaków w latach 1939-1941 traktowane jest tu czysto instrumentalnie jako użyteczne narzędzie do walki z Moskwą, a najważniejsze znaczenie w tym wywodzie ma jego zakończenie. Chodzi więc w gruncie rzeczy o taką przebudowę architektury geopolitycznej Wschodu, aby Polska mogła wrócić do mocarstwowej pozycji z czasów jagiellońskich.

Ale w tym boju o zepchnięcie Rosji z dominującej pozycji na Wschodzie Polska jest znowu osamotniona. I niczego tu nie zmienia antyrosyjskie zaangażowanie USA, obok nas, w ostatnie wydarzenia na Ukrainie, gdyż równocześnie Waszyngton na innych polach intensywnie współpracuje z Moskwą, w przeciwieństwie do nas. Tym bardziej nie możemy liczyć na wsparcie państw dominujących w Unii Europejskiej. Cienia wątpliwości nie pozostawił co do tego kanclerz Gerhard Schröder, który tydzień temu skrytykował zasadę utrzymywania ścisłych transatlantyckich więzi między Waszyngtonem a Berlinem czy, szerzej, Brukselą. „Stosując tę zasadę w praktycznej polityce, nie można jednak posługiwać się przeszłością jako punktem odniesienia, jak to ma często miejsce w transatlantyckich przysięgach wierności”, napisał niemiecki przywódca w przemówieniu odczytanym podczas międzynarodowej konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Kanclerz poświęcił też dużo miejsca stosunkom z Rosją: „Do podstawowych faktów europejskiej polityki należy stwierdzenie, że bezpieczeństwa na naszym kontynencie nie da się zagwarantować bez Rosji, a już na pewno nie jest to możliwe wbrew niej”. Zdaniem Schrödera, współdziałanie Moskwy w rozwiązywaniu globalnych problemów odpowiada „podstawowym interesom” Zachodu. Tego nie powiedziałby obecnie żaden polski polityk – ani z obozu jeszcze rządzącego, ani tym bardziej szykującego się do przejęcia władzy.

Zdominowanie przez siły solidarnościowe naszej polityki zagranicznej prowadzi więc jedynie do osamotnienia w narzuconym przez nie permanentnym konflikcie z Rosją, którego w dodatku w żaden sposób nie jesteśmy w stanie wygrać. Co więcej, gwałtownie pogorszyły się w ostatnich latach także nasze stosunki z Niemcami. Tymczasem wszyscy stratedzy uczą, że wojny na dwóch frontach nikomu nie wolno prowadzić. Należy wręcz unikać takiej sytuacji jak zarazy. Ale nie ma to chyba większego znaczenia dla solidarnościowych elit politycznych i zdominowanych przez nie pozostałych uczestników nadwiślańskiej polityki. W najbliższym czasie trudno liczyć na otrzeźwienie. W Warszawie zapewne tryumfy będzie święciła antyrosyjska idée favorite. Z oczywistą szkodą dla samych Polaków.

Gdyby nie Stalin...

Dzięki przyłączeniu ziem zachodnich i północnych Polska stała się państwem środkowoeuropejskim i ważnym elementem Zachodu

30 kwietnia 1939 r. Kazimierz Kowalski, ówczesny prezes Stronnictwa Narodowego, starał się na naradzie działaczy stronnictwa określić cele wojenne Polski w zbliżającym się konflikcie. Według niego, mieliśmy odzyskać nie tylko ziemie etnicznie polskie na zachodzie, lecz także uzyskać takie granice, które uchroniłyby nas przed najazdem ze strony Niemiec: „Jeśli Francja, nie krępując się rubieżą etnograficzną, dąży do ustalenia swej granicy militarnej na Renie, to i Polska może się upomnieć o swą granicę militarną na dawnej rubieży historycznej na linii Sudetów i Dolnej Odry”. Brzmiało to wówczas zupełnie fantastycznie, ale sześć lat później te właśnie rubieże wyznaczały nasze granice. Warto się zastanowić, jak do tego doszło, tym bardziej że zbliża się 60. rocznica zakończenia II wojny światowej w Europie, a bez bezwarunkowej kapitulacji Niemiec nie byłoby powojennej rekonstrukcji Polski.

Cele wojenne Polski

Rząd gen. Władysława Sikorskiego od samego początku prowadził prace mające na celu określenie polskich celów wojny. W zasadzie zagadnienie to sprowadzało się do trzech kwestii: nowego ukształtowania zachodniej granicy Polski, przy zachowaniu integralności pozostałego terytorium państwa, losu ludności niemieckiej oraz takiej architektury Europy, aby niemożliwa już była agresja Niemiec.
Najszybciej określono stanowisko w sprawie korekty granicy polsko-niemieckiej. Do Rzeczypospolitej miały być przyłączone Gdańsk, Śląsk Opolski oraz w jej orbicie miały się znaleźć Prusy Wschodnie. W rezultacie nie tylko cała mniejszość polska w Niemczech zostałaby ogarnięta nowymi granicami państwa polskiego, ale również poprawilibyśmy nasze strategiczne położenie wobec Berlina. Przypomnę, że w przybliżeniu taką linię graniczną w okresie konferencji wersalskiej proponował już Roman Dmowski.

Sporo jasności panowało też w kwestii przyszłego losu ludności niemieckiej. W okólniku min. Augusta Zaleskiego z 19 lutego 1940 r. czytamy, że Polskę będą musieli opuścić ci, których „wroga postawa do Państwa Polskiego w przeszłości i obecnie nie daje żadnych gwarancji lojalności na przyszłość”. Ponadto stwierdza się tu, że obserwowany ówcześnie odpływ ludności niemieckiej z państw nadbałtyckich mógłby być „nieświadomym zapewne zaczątkiem procesu historycznego, który w interesie pokoju w Europie winien być doprowadzony do pełnego zakończenia, a którego treścią jest likwidacja niemieckich posiadłości kolonialnych nad Bałtykiem i przez to zatrzymanie raz na zawsze pochodu niemieckiego na Wschód, który w umysłach niemieckich był tylko etapem do hegemonii nad Europą”. Brzmiało to jak zapowiedź masowych wysiedleń.

Ale ciągle nie wiadomo było, w jaki sposób utrzymać równowagę na Starym Kontynencie, w sytuacji gdy „80-milionowe państwo niemieckie w centrum Europy uniemożliwiłoby przez sam fakt swego istnienia organizację tego kontynentu na zasadach innych niż hegemonii niemieckiej. 80-milionowa Rzesza odegrać by musiała w Europie tę samą rolę, jaką odegrały wewnątrz Niemiec Prusy w XIX w.” (tamże). We wcześniejszym dokumencie starano się jednak chociaż zarysować sposób zniwelowania niemieckiej hegemonii. W oświadczeniu zamieszczonym w „Biuletynie Informacyjnym MSZ” nr 1 z 28 listopada 1939 r. podkreślano, że istnieje „konieczność pełnego zwycięstwa nad Niemcami, oswobodzenia Czech i Słowacji, zredukowania terytorium Niemiec na zachodzie i wschodzie, ewentualnie podział tychże na autonomiczne jednostki celem ich osłabienia i uniemożliwienia wybryków imperializmu na przyszłość”. Czy i to nie brzmi jak zapowiedź rozbicia jedności państwowej powojennych Niemiec?

Z biegiem wojny radykalizowały się jedynie polskie postulaty graniczne, pozostałe zaś cele wojny pozostawały bez zmian. Pod koniec 1942 r. gen. Sikorski przesłał władzom amerykańskim memoriał, w którym stwierdzał: „Odra wraz z Zatoką Szczecińską i swoimi dopływami w dół aż do granicy czeskiej stanowi dla Polski naturalną linię bezpieczeństwa wobec Niemiec, ponieważ na wschód od tej linii leżą pruskie bazy ataku na Polskę, w szczególności Prusy Wschodnie, klin Śląska i pruskie Pomorze”. Widać tu zdecydowane przekroczenie linii Dmowskiego w kierunku postulowanym przez lidera SN w 1939 r.; brzmiało to już jak żądanie granicy na linii Odra-Nysa Łużycka.

Kto mógł dokonać tak radykalnej przebudowy układu sił w środkowej Europie, skoro było wiadomo, że od klęski wrześniowej nasze możliwości w zakresie kształtowania polityki na Starym Kontynencie były żadne? A jednak wytworzyła się koniunktura umożliwiająca realizację celów wojennych Polski wobec Niemiec, i to mimo że sam interes Warszawy miał tu jedynie podrzędne znaczenie.

Józef Stalin a polskie cele wojny

Na bazie sowiecko-niemieckiego paktu o nieagresji z 23 sierpnia 1939 r. było oczywiste, że Moskwa jest przeciwnikiem integralności terytorialnej Rzeczypospolitej, chociaż nie wykluczała istnienia szczątkowego państwa polskiego. Sytuacja jednak szybko się zmieniła. 28 września 1939 r. w traktacie o granicach i przyjaźni stwierdzono, że obie strony traktują nowo powstałą granicę „jako ostateczną i odeprą wszelką ingerencję mocarstw trzecich w tej sprawie”. Ponadto w protokole poufnym postanowiono, że „obydwie strony nie będą pozwalały na żadną agitację polską dotyczącą terytorium drugiej strony”. Oznaczało to próbę storpedowania planów Berlina co do powołania na terenie swojej okupacji szczątkowego państwa polskiego, które siłą rzeczy musiałoby przyjąć kurs antysowiecki.

Stosunek Stalina do nas zmienia się w momencie wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej. Od tej chwili Moskwa, co prawda, nadal jest przeciwnikiem integralności terytorialnej przedwrześniowej Rzeczypospolitej, ale zainteresowana jest już istnieniem Polski, jednak takiej, która, okrojona na wschodzie, zostałaby przesunięta na zachód kosztem Niemiec. I jedyne, co będzie się zmieniać w polityce sowieckiego dyktatora, to zakres naszej przeprowadzki ze wschodu na zachód, a szczególnie przyrost popruskich nabytków terytorialnych Warszawy. W trakcie wizyty gen. Sikorskiego w Moskwie na początku grudnia 1941 r. Stalin był gotów negocjować przebieg granicy polsko-sowieckiej bardziej korzystny dla nas niż ustalony w traktacie z Niemcami z 1939 r., lecz polski przywódca nie skorzystał z tej okazji. Ale poza tym epizodem Związek Radziecki stał cały czas na stanowisku, że zmiany terytorialne dokonane w Europie Wschodniej w latach 1939-1940, których był beneficjentem, mają charakter ostateczny.

Słowem, od 22 czerwca 1941 r. sowiecki przywódca będzie dążyć do rekonstrukcji Polski jako państwa o orientacji antyniemieckiej, przesuniętego terytorialnie ze wschodu na zachód, co tym bardziej powinno podtrzymywać konflikt na linii Warszawa-Berlin. I nie w tym jednym punkcie, obiektywnie rzecz biorąc, podjął on polskie cele wojny. Będzie również forsował wysiedlenie ludności niemieckiej z terenów utraconych przez Rzeszę, a w przyszłości doprowadzi do rozbicia państwowej jedności Niemiec. Ale Stalin czynił to, oczywiście, w interesie Moskwy, a nie Warszawy, czemu zresztą trudno się dziwić. Stawką w tej grze nie było tylko zdominowanie Polski czy Europy Środkowej, ale hegemonia nad całym kontynentem.

Tej nowej Polsce, pozostającej w imperialnej strefie wpływów Moskwy, nie miał być wcale narzucony komunizm – przynajmniej na początku. Dlatego też Stalin szukał partnerów dla swojej polskiej polityki przede wszystkim w łonie przedwrześniowych elit politycznych, a nie członków byłej KPP czy powstałej w okresie okupacji PPR, do których odnosił się z wyraźną rezerwą. Nawet powołanie PKWN w lipcu 1944 r. jeszcze ostatecznie nie rozstrzygnęło, do kogo będzie należała władza w Polsce. Dopiero po konferencji jałtańskiej w 1945 r. sprawa ta została rozstrzygnięta.

Teheran-Jałta-Poczdam

Może warto tylko krótko przypomnieć, w jaki sposób Stalin realizował polskie cele wojny w stosunkach z Niemcami w trakcie kluczowych dla powojennego ładu konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie.

Podczas konferencji w Teheranie na przełomie listopada i grudnia 1943 r. panował konsensus, że wschodnia granica Polski miała przebiegać wzdłuż linii granicznej sowiecko-niemieckiej z 1939 r.; nie było jedynie zgody co do przynależności Lwowa. Mniej jasna była sytuacja, jeśli chodzi o granicę zachodnią. Zgodzono się, że Polska ma być przesunięta do linii Odry i uzyskać część Prus Wschodnich.

Ale ciągle trwały tu spory między Moskwą a mocarstwami anglosaskimi co do ostatecznego kształtu nowej granicy polsko-niemieckiej.
Następny krok w rekonstrukcji Polski został dokonany na początku lutego 1945 r. w trakcie konferencji jałtańskiej. W sprawie granicy wschodniej ustalono, że Lwów pozostanie po stronie sowieckiej. Jeśli chodzi o granicę zachodnią, przywódca sowiecki energicznie bronił linii Odry-Nysy Łużyckiej, upatrując w nabytkach Polski na zachodzie rekompensatę za to, co utraciła na wschodzie. „Nie mam zamiaru udusić polskiej gęsi, zanim padnie od niemieckiej niestrawności”, odpowiadał mu chichotliwie Winston Churchill.

Przebieg polskiej granicy zachodniej został ostatecznie ustalony w Poczdamie, gdzie udało się wreszcie sowieckiemu dyktatorowi narzucić Anglosasom swoje stanowisko. I jedynie w trakcie tej konferencji wysłuchano opinii przedstawicieli Warszawy, reprezentowanej przez rząd zdominowany przez PPR, ale z udziałem Stanisława Mikołajczyka, byłego emigracyjnego premiera. 2 sierpnia 1945 r. doszło do podpisania umowy, w rozdz. IX której stwierdza się, że „byłe niemieckie terytoria na wschód od linii biegnącej od Morza Bałtyckiego, bezpośrednio na zachód od Świnoujścia i stąd wzdłuż rzeki Odry do miejsca, gdzie wpada Zachodnia Nysa i wzdłuż Zachodniej Nysy do granicy czechosłowackiej, włączając w to część Prus Wschodnich, która zgodnie z porozumieniem osiągniętym na niniejszej konferencji nie została oddana pod administrację ZSRR, i włączając obszar byłego Wolnego Miasta Gdańska, powinny znajdować się pod zarządem państwa polskiego i pod tym względem nie powinny być uważane za część sowieckiej strefy okupacyjnej Niemiec”. Co prawda, „z ostateczną delimitacją zachodniej granicy Polski należy zaczekać do konferencji pokojowej”, ale fakt, iż trzy mocarstwa postanowiły jednocześnie, że z terytoriów przekazanych Polsce zostaną wysiedleni ich niemieccy mieszkańcy, świadczy o tym, że w trakcie przyszłej konferencji pokojowej nie przewidywano żadnej rewizji dokonanych już delimitacji terytorialnych.

Przyłączenie ziem zachodnich i północnych

Używam określenia „przyłączenie”, a nie „odzyskanie” czy „powrót do Macierzy” ziem zachodnich i północnych i nie czynię tego przypadkowo. W moim bowiem przekonaniu o „odzyskaniu” bądź o „powrocie do Macierzy” moglibyśmy mówić jedynie w odniesieniu do obszarów objętych linią Dmowskiego, a nie granicą na Odrze-Nysie Łużyckiej, a i to pamiętając, że Śląsk odpadł od Polski ostatecznie w połowie XIV w., a przyszłe Prusy Wschodnie – z wyjątkiem Warmii – tylko przez 200 lat były lennem Rzeczypospolitej. Jedynie Gdańsk mógł wrócić do Rzeczypospolitej, na której bezlitośnie przez wiele wieków pasożytował.

Określenie „przyłączenie” ziem zachodnich i północnych mógłbym zastąpić terminem „zdobycia” ich przez Polskę; przecież jednostki I Armii WP uczestniczyły w walkach o Gdańsk, Kołobrzeg i krwawiły na Wale Pomorskim, nie mówiąc już o udziale w wiktorii berlińskiej. Ale i to byłoby zafałszowaniem historii, gdyż ostatecznie o przynależności do Polski Olsztyna, Szczecina czy Wrocławia zadecydowało podjęcie przez Stalina po 22 czerwca 1941 r. w interesie Związku Radzieckiego polskich celów wojny z Niemcami. Bez tego nie byłoby przyrostu terytorialnego Polski na zachodzie, co miało na zawsze uczynić z nas protegowanego Moskwy. I to bez względu na to, kto sprawowałby władzę w Warszawie, chyba żebyśmy chcieli zrezygnować z nabytków popruskich i ograniczyć się do strzępu ziemi nad Wisłą, broniąc integralności terytorialnej przedwrześniowej Polski, co proponował w Londynie pod koniec 1944 r. nieszczęsny następca premiera Mikołajczyka.

Ceną za przyłączenie do Polski ziem zachodnich i północnych było na początku wejście Warszawy do sowieckiej strefy wpływów, ale pod koniec lat 40. okazało się, że to nie wszystko. Wtedy narzucono nam też komunizm jako sposób organizacji życia wewnętrznego. Dziś nie tylko utopia komunistyczna jest od dawna martwa, ale upadła też hegemonia Moskwy – nawet na terenach dawnego Związku Radzieckiego. A Polska, m.in. dzięki terytorium ukształtowanemu po zakończeniu II wojny światowej, którego 51% przed 1914 r. wchodziło w skład Prus/Niemiec, stała się wreszcie państwem środkowoeuropejskim i liczącym się elementem Zachodu. Nie sądzę, abyśmy zapłacili za to wysoką cenę, i to bez względu na to, co mówią o tym dziś zacietrzewieni zwolennicy obozu solidarnościowo-antykomunistycznego.
User avatar
Łukasz
Posts: 315
Joined: 07 Mar 2005, 20:48
Location: Sz-ek/Sz-n

Post by Łukasz »

szperacz88 wrote:skoro mowa o wyzwoleniu to cofnę do walk: tam gdzie leje tam były walki lub coś, ja bym poszperał wykrywą za jeziorem na odcinku od tej rzeczki biegnącej przez las do bunkrów, wg. mapek z jakiejs stronki ześć wojsk napotkała na tej przełęczy pomiędzy jeziorami i po stratach się wycofała na szczecińską aby atakowac miasto, czyli wiadomo do czeg zmierzam, a co do wyzwolenia to straty musiały być, w koncu zakładając że choć 2 bunkry miały karabiny maszynowe(karabin maszynowy trochę ludzi wybić potrafi) to musiało zginąc minimum 50 - 70 żołnierzy
Hehe, troszkę wybujała wyobraźnia. :lol: W całych walkach w okolicach szczecinka + miasto to max tylu zgineło.
Jakbyś poczytał dokładniej i więcej to byś wiedział, że obrona w sz-ku i całym pomorzu (z małymi wyjątkami) polegała raczej na: " ratuj sie kto może". Niemcy poporstu uciekali i troszkę tylko postrzelali, aby opóźnić marsz rosjan.
Rosjanie byli dośc dobrze uzbrojeni, m. in. w broń ciężką do tego dobrze zaprawieni w bojach (i zaprawieni wódeczką ;) ). Do tego przewaga conajmniej 5 do 1. A niemcy w dużej częsci to Volksturm czyli wystraszone dziadki ze starymi mauserami z I wojny o niskim morale. Prawdziwego wojska było niewiele, a do tego były to zlepki różncych niedobitków. Wyposażeni tylko w broń ręczną ( i myśleli tylko o tym aby uciec jak najszybciej :) )

A tak na marginesie to dawno temu kopałem po drugiej stronie jeziora. Poporstu pusto a jedyne co mozna sie natknąć to współczesne śmieci + troche drutu kolczastego z zasieków.Jakby była chociaż większa strzelanina byłoby dużo łusek.Walki pewnie wyglądały tam tak, że szli czerwonoarmiści, ostrzelał ich ckm to wycofali się, bo po co mają się męczyć jak do praktycznie nie bronionego miasta i tak wejdą bez problemów.A niemcy ostrzelali tam zapewne po to, aby ruscy nie przeszli szybko do trzesieki i okrążyli wycofujące sie przez trzesiekę oddziały.
Warto pamiętać, że na całym Wale pomorskim bunkry nie miały stałej obsady.

PS. Nie lepiej podać link do ciekawego artykuł zamiast wklejać taką ogromną ilość tekstu ?
User avatar
bronx
Site Admin
Posts: 5469
Joined: 25 Feb 2005, 10:18
Location: Nstn in Pomm.
Contact:

Post by bronx »

Zgadzam się z Łukaszem pewnie tak wyglądało to odparcie ataku miedzy jez Trzesiecko a Wilczkowo.

A jeżeli chodzi o link to różnie bywa z nimi, po czasie tekst może przestać być dostępny a tutaj jak umieszcze to dopóki bedzie strona zawsze bedzie mozna wrócić do niego.
archeolog
Posts: 3
Joined: 30 Mar 2005, 17:17
Location: Szczecinek / Poznań

Post by archeolog »

Wyzwolenie/zdobycie Szczecinka - chyba po prostu brakuje terminu, który by był neutralny wobec powyższych. Należy jednak pamiętać o tym, że niewątpliwie 28 II 1945 to nowa i ważna karta w historii miasta. Jednakże porównując miasto z okresu przed II WŚ z teraźniejszością, Szczecinek bardzo stracił na prestiżu i ogólnie pojętym wyglądzie (te kominy górujące nad mistem po prostu powalają).
Gregor
Posts: 241
Joined: 23 Mar 2005, 17:11
Location: Szczecinek

Post by Gregor »

Słyszałem niedawno pewną historię dotyczącą wydarzeń w Podgajach w 1945 r.
Podobno był świadek - Polak co tam pracował i akurat były tam w trakcie walk, któryzeznał po wojnie że stodoła w której przebywali poscy jeńcy zapaliła się wskutek ostrzału moździerzowego.
Jednak jego relację zatuszowano ponieważ akurat taka była bardziej na rękę propagandystom.
W książce Perzyka i Miniewicza w opisie walk o Podgaje napisano że wojska 1DP po ciężkich walkach weszły na teren płonącej wsi i w jednej ze spalonych stodół znaleźli spalone ciała żołnierzy.
Informacja jest niesprawdzona ale moim zdaniem dość prawdopodobna. Nie jest to próba wybielania bo wiadomo że po dwóch stronach zdarzały się takie akty ludobójstwa.
Ktoś może tez coś o tym słyszał?
Post Reply