Dzieje Szczecinka i okolic-W poszukiwaniu ukrytych skarbów.

Archiwalne artykuły historyczne, które pojawiały się na łamach Dwutygodnika Szczecineckiego TEMAT. http://www.temat.net
Post Reply
Szczecinek.org
Posts: 168
Joined: 02 Feb 2009, 21:13

Dzieje Szczecinka i okolic-W poszukiwaniu ukrytych skarbów.

Post by Szczecinek.org »

Po ostatniej wojnie, na terenie tzw. ziem odzyskanych (ale nie tylko) panowała istna gorączka poszukiwania skarbów ukrytych przez uciekających przed frontem Niemców. Klimat tej "gorączki" doskonale ukazała pierwsza polska powojenna komedia właśnie pod tytułem "Skarb". W miarę upływu lat emocje opadały, ale i dziś jeszcze fascynuje tajemnica zaginięcia tzw. bursztynowej komnaty, skarbu Wrocławia, skarbca katedry w Kamieniu Pomorskim. Ciągle więc nie brak szukających "skarbów" o czym niejednokrotnie przekonuję się w swojej pracy, gdy przychodzą do muzeum osoby poszukujące przedwojennych sztabówek, by na ich podstawie ustalić miejsce kolejnych poszukiwań. Metoda ta jest więcej niż zawodna i nie tędy droga. Trzeba też w tym miejscu powiedzieć, że sytuacja prawna takich poczynań jest ciągle niejasna i najprościej mówiąc w zasadzie nielegalna.
Faktem jest jednak, że czasami dochodzi do cennych znalezisk. Kolekcja sreber w szczecineckim muzeum będąca naszą chlubą, miała taki właśnie początek.

Wiosną 1959 roku Jednostka Wojskowa nr 5897 z Budowa przekazała do Muzeum kilkadziesiąt sreber stołowych, które zapoczątkowały całkiem bogaty obecnie zbiór. Okoliczności tego przekazania są równie tajemnicze, co niezwykłe. W księgach inwentarzowych istnieje jedynie lakoniczny zapis. Tymczasem Eugeniusz Piecewicz dziennikarz Gazety Powiatowej Drawskiej, w czasie swojej wizyty w Muzeum w Szczecinku w lipcu 2000, taką przedstawił wersję tego zdarzenia.
Pod koniec drugiej wojny światowej rodzina von Brockhausenów z Żołędowa [Mittelfelde] w powiecie drawskim, wobec niemożności wywozu na zachód swego najcenniejszego mienia, postanowiła je ukryć. Miały tam być m.in. stare srebra rodowe, porcelana w tym chińska i inne bardzo cenne precjoza. Wszystko to popakowane zapewne w skrzynie zakopano w pobliskim lesie między trzema dużymi drzewami. Właściciele, jak większość Niemców, byli przekonani, że ich powrót jest tylko kwestią krótkiego czasu. W marcu 1945 r. pałac w Żołędowie zajęli Rosjanie i jeszcze w tym samym roku spłonął. Miała wtedy ulec zniszczeniu cenna biblioteka i rodzinne archiwum umieszczone w prawym skrzydle pałacu.
Po kilkunastu latach, w 1959 roku w czasie polowania w żołędowskich lasach kilku naganiaczy znalazło srebrne naczynie, które wyryły poszukujące pożywienia dziki. Rzecz miała się wydać w czasie wspólnego ogniska, i wówczas wszyscy uczestnicy polowania udali się pod wskazane przez naganiaczy miejsce. Znaleziony skarb miał być ogromny, ale uczestnicy polowania mieli podzielić się nim po równo. Ktoś jednak niezadowolony z tego, co otrzymał, powiadomił milicję. Zrobiła się afera, dochodzenia, a w perspektywie sąd. Zgodnie bowiem z prawem, tego typu znaleziska należą do Skarbu Państwa. Honorowym wyjściem miało być przekazanie znaleziska do powstałego właśnie muzeum w Szczecinku. Tyle tylko, że jak twierdził E. Piecewicz przekazane do muzeum srebra stanowiły nędzną resztkę znalezionego skarbu, do którego wywiezienia potrzeba było aż dwoch ciężarówek.
Trudno jest ocenić do jakiego stopnia podane informacje są prawdziwe. Jedno można stwierdzić z całą pewnością: wielkość skarbu, który wywożono dwiema ciężarówkami to czysta fantazja. Byłaby to ilość olbrzymia i na całym Pomorzu Zachodnim, nie było rodziny, która mogłaby posiadać tak olbrzymie bogactwa. Wbrew pozorom pomorska szlachta nie należała do najbogatszych w Rzeszy Niemieckiej. Potwierdzają to liczne dokumenty i wspomnienia.
Rodzinne zjazdy z różnych okazji, nawet te najliczniejsze, jak śluby, nie ściągały - jak niektórzy myślą - tłumów gości. Ślub panny Ruth, córki Roberta v. Zedlitz, prezydenta rejencji opolskiej, jednego z najbardziej znanych junkrów na Śląsku, z Jurgenem von Kleist Retzow w 1886 r. zgromadził raptem 70 osób, a więc i srebrna zastawa nie była wiele większa, a może i mniejsza. Na tę szczególną okazję część zastawy można było pożyczyć. Przypomnę, że srebra ukryte na początku 1945 r. w piwnicy jednego z domów w Słupsku przez dość majętnego Kurta von Kleista - należącego do starej szlachty pomorskiej liczyły 109 pozycji. Przy czym skarb ten wskazany przez córkę Kurta, Ingeborg został komisyjnie odkopany i nie było mowy, aby był większy. Niemal całe znalezisko to srebra stołowe (talerze, dzbany, sztućce) wykonane po 1888 roku.
Także rodzina von Bruckhausen, chociaż biedną nie była, z pewnością nie należała do najbogatszych i nie mogła posiadać tak olbrzymich bogactw. Osiadła na Pomorzu Zachodnim w XIV w. w okolicach Kamienia Pomorskiego, w powiecie drawskim pojawiła się prawdopodobnie w XIX w. Mittelfelde - Żołędowo należało do Heinricha von Brockhausen i było sporym majątkiem o wielkości 1530 ha, przynoszącym rocznie średni dochód blisko 5000 marek niemieckich (wg cen sprzed 1939 r.). Jego właściciel mógł zapewne na sporo sobie pozwolić, ale bez przesady.
Wśród przekazanych do szczecineckiego muzeum sreber większość wykonano w XIX w., niektóre jeszcze w XVIII. Są wśród nich: buliera srebrna z XIX w. wykonana prawdopodobnie w Berlinie, dwa czajniki do herbaty (jeden z rączką z kości słoniowej), waza do zupy, lichtarze, łyżki, widelce, noże i ciekawostka - sztućce do raków. Czy były to srebra tylko rodziny von Brockhausenów odziedziczone drogą spadków i koligacji, czy także innej szlachty - trudno orzec. Faktem jest, że część przedmiotów posiada wygrawerowane herby - znaki własnościowe von Brockhausen właśnie, ale także von Rotermund von Gloeden i von Ramin.

Image

Część skarbu przekazanego do Muzeum Regionalnego w Szczecinku skarbu.

Image

Herb von Rotermund.

Image

Herb von Brockhausenów.

Jerzy Dudź

Dwutygodnik Temat nr 411 z 31.03.2006
www.temat.net
Post Reply